wtorek, 13 kwietnia 2010

Gulden Draak


kraj: Belgia
browar: Van Steenberge
ekstrakt: 23%; alkohol: 10,5%; butelka 0,33 l
typ: półciemne; rodzaj: ale; pasteryzowane
źródło: prezent

W końcu mogę pić piwo, także wracam do próbowania i tym samym regularnych wpisów. Na pierwszy "rzut" poszedł jeden z gwiazdkowych prezentów - belgijskie mocne ale Gulden Draak, z browaru Van Steenberge. Piwo swoją nazwę zawdzięcza złotej rzeźbie smoka, która znajduje się na dzwonnicy w Gandawie (a jej reprodukcja zdobi etykietę). To ale powaliło mnie swoim smakiem. To prawdopodobnie najsmaczniejsze ciemne piwo jakie w życiu piłem (a to dopiero drugie belgijskie piwo jakie piję). Nie przesadzam!

Skoro wspomniałem o etykiecie to zacznę od butelki. Na zdjęciu widać, że jest to jakiś nietypowy biały bączek, ale przy bliższym kontakcie przekonać się można, że to nie jakiegoś rodzaju kamionka, ale szklana, brązowa butelka obciągnięta jakiegoś rodzaju tworzywem. Zrobiono to naprawdę starannie i bez bliższych oględzin ciężko to zauważyć. Wygląda to ładnie i ciekawie, i jak rozumiem ma to zapobiec przedostawaniu się promieni UV. Etykieta wydaje się dosyć prosta, chociaż nie wygląda na ubogą. Czerń ze złotem i nazwa wypisana czerwoną czcionką - bez zbędnych udziwnień i dziesiątek pierdół, kontrastuje z bielą bączka, rzuca się od razu w oczy. Na kontrze za to chaos. Pięć języków, a informacji tyle co kot napłakał - ze składu jest tylko wymieniony słód jęczmienny, nie podano również ekstraktu (jest za to adres strony internetowej i tam można już przeczytać znacznie więcej). Kapsel czarny, ze złotą obwódką i identycznym co na etykiecie smokiem - całkiem ładny.

Gulden Draak raczej nie urzekł mnie swoja barwą. Po przelaniu do szkła (starałem się chociaż minimalnie dobrać kielich podobny do tego z zestawu) raczył mnie ciemno-bordowym kolorem, który pod światło wchodził trochę w rubin. Wydawał się trochę "brudny", może z racji tego, że nie był do końca przejrzysty. Ciężko mi jednak ocenić jego klarowność... na pewno nie był mętny. Nalałem z bardzo przyzwoitą czapą piany. Była gęstą, drobną, koloru ecru. Malała powoli. Zredukowała się do grubej obwódki i porządnego kożuszka i została taka bardzo długo. Osiadała trochę na ściankach i co ciekawe, po wypiciu zostało jej trochę na dnie kielicha.

Gulden Draak zaskoczył mnie bardzo na plus swoim zapachem i smakiem. Zgodnie z opisami spodziewałem się mocnego palenia i aromatów kawowych (a za kawą nie przepadam). Także gdy powąchałem piwo, nie mogłem się nie uśmiechnąć. To ale pachniało słodko i owocowo. I była to słodycz pochodzącą od słodu, z odległymi nutami palenia, ale przede wszystkim właśnie od tych owoców leśnych. Zapach był mocny, bardzo przyjemny i cholernie zachęcający, także nie czekałem i wziąłem porządnego łyka. Uderzył mnie bardzo złożony i pełny smak. Piwo było pyszne, a kubki smakowe atakował spora ilość różnych bodźców. Pierwsze co poczułem to lekką kwasowość owocową. Później doszło do tego, przebijające się powoli palenie. A nad tym wszystkim unosił się wytrawny smak alkoholu, ale żeby ktoś się nie przestraszył! Jest to niesamowicie przyjemne, aksamitne wręcz wrażenie. Czuć te 10,5% w każdym łyku, ale ani przez chwile ten alkohol nie drapie czy odrzuca. Ten Złoty Smok zostawia w ustach słodki posmak, który kojarzył mi się z czekoladą z nadzieniem z owoców leśnych. Po prostu fenomenalne wrażenie. Wysycenie nie jest za mocne.Utrzymuje się na jednakowym, stonowany poziomie. Próbowałem sobie wyobrazić większą ilość gazu, ale to co jest, jest idealne.


Niesamowicie smaczny prezent gwiazdkowy. Po prostu niebo w gębie! I chociaż nie spodziewałem się tego, to Gulden Draak przebił niesamowite doznania jakie zafundował mi w listopadzie Corsendonk Pater. Już nie mogę się doczekać, kiedy zacznę kosztować piwa z innego prezentu - zestawu Chimay Trilogy. Gorąco polecam to przepyszne ale! Autentycznie, nie wyobrażam sobie, żeby komuś nie zasmakowało. Na stronie browaru napisano, że można je przechowywać przez wiele lat i oficjalnie postanawiam: jak nadejdą finansowo lepsze czasy to kupię kilka butelek i będę trzymał na specjalną okazję. ;)

4 komentarze:

  1. wiadomo, belgijskie piwa nie mają sobie równych.

    OdpowiedzUsuń
  2. ale żeby aż tak deklasować rywali?:D

    OdpowiedzUsuń
  3. aż tak. byłem w belgii i holandi parokrotnie i ani razu nie piłem tam złego piwa. fajne (dla mnie) jest też to, że te piwa sprzedają w mniejszych butelkach.

    a, od siebie polecam piwa klasztorne - trapistów. to dopiero jest niebo w gębie.

    OdpowiedzUsuń
  4. To jest najlepsze piwo jakie piłam, a od roku wytrwale próbuję różne brytyjskie i belgijskie ale. Cudo, oczarował mnie wielowymiarowy, aksamintny smak i świetnie wyważona moc. Aga

    OdpowiedzUsuń

Related Posts with Thumbnails