piątek, 24 grudnia 2010

Lubelskie Pils

kraj: Polska
browar: Perła
ekstrakt: nie podano; alkohol: 5,6%; butelka 0,33 l
typ: jasne; rodzaj: lager; pasteryzowane
źródło: prezent

Dzisiaj piwo z lubelszczyzny, które dostałem w prezencie od rodziców Kamili. Przywieźli mi je kilka miesięcy temu z wyjazdu do Kazimierza Dolnego. I tak czekało na odpowiednią chwilę. Lubelskie Pils z browaru Perła - zaskakująco smaczne piwo z bączka.

Piwo jest kolor jasnego złota. Klarowne, cieszące oko. Nalałem do kufla i od samego patrzenia ślina pociekła mi ślinka. Jak myślę o piwie to właśnie takiego koloru mi się wizualizuje. Piana bielutka, drobnopęcheżykowa, początkowo na palec, szybko redukująca się do obwódki. Zapach delikatnym kwaśno-chmielowy. Pierwszy łyk Lubelskiego Pilsa to całkiem spora dawka goryczki i chmielu podbudowanych słodem. Od razu człowiek myśli sobie "Smaczne!". Chmielowe aromaty podbijają mineralne smaczki. Jest orzeźwiające i bardzo przyjemne w piciu, chociaż "pełne" na etykiecie raczej tutaj nie pasuje. Wysycenie dość mocne, ale nienachalne, przyjemnie drapało w gardło. Walczyłem z pokusą wypicia go duszkiem. Autentycznie, kupowałbym je jak najczęściej, gdyby można było je kupić w mojej okolicy.

Etykieta bez rewelacji. Taka typowo bączkowa. Logo to chyba nie do końca podobna Brama Krakowska, ale kolorystycznie mi mocno podpasowała... czerwień rzuca się w oczy. Do tego dedykowany kapsel.

Naprawdę miła niespodzianka. Chyba najsmaczniejsze piwo z lubelskiego browaru. Wiem, że wielu piwoszy oceni je jako przeciętne, ale osobiście nie trafiam równie smacznego jasnego z bączka (poza niepasteryzowanym Noteckim). Fajne piwo.

niedziela, 19 grudnia 2010

Kapuziner Weissbier Schwarz

kraj: Niemcy
browar: Kulmbacher
ekstrakt: 12,5%; alkohol: 5,4%; butelka 0,5 l
typ: ciemne; rodzaj: pszeniczne; pasteryzowane
źródło: delikatesy Piotr i Paweł,
cena: 6,99 PLN

O Kapuzinerze, szczególnie w świątecznej odsłonie, nasłuchałem się strasznie dużo dobrego. W końcu trafiłem na półce PiP Kapuziner Weissbier Schwarz i nie mogłem się oprzeć. Kupiłem, zdegustowałem... i trochę się rozczarowałem.

Po nalaniu do szklanki (w końcu wypiłem w szkle od Kapuzinera Kapuzinera!) oczy cieszy ciemnobrązowe, brunatne wręcz piwo. Oczywiście mętne. Nie cieszy niestety piana. Rozczarowująca jak na pszenicę, nawet ciemną. Jest jej na palec. Taka lekko beżowa i drobno pęcherzykowa. Opada do pół centymetra i w postaci takiego kożuszka utrzymuje się przez dłuższy czas. Jedyne co mogę pochwalić to fakt, że osiada fantazyjnie na szkle. Zapach bardzo wyraźny, rześki. Słodkawy z wyczuwalnymi nutami palenia. W smaku jest... zaskakujące. Spodziewałem się czegoś typowo słodkiego, dostałem natomiast piwo lekko goryczkowe. Czuć delikatnie palenie, ale brakowało mi tutaj tej typowej dla pszeniczniaków słodyczy goździka i bananów. Oprócz tego wyczułem dobrej jakości gorzką czekoladę i śliwkę. Jednakże nie robi aż tak dużego wrażenia i nie dorównuje legendzie jaką stworzyłem sobie w głowie, wysłuchawszy dziesiątek pochwał. Drobny minus jeszcze za zbyt mocne wysycenie, które atakowało moje podniebienie i gardło, że aż ciężko było pić.

Opakowanie muszę pochwalić. Etykiety są stylowe. Świetnie dobrane kolorystycznie - brązowo-śliwkowe tło idealnie sprawdza się dla złota: czcionki, ramek i dodatków. Na kontrze napisano sporo, jednakże wszystko w języku niemieckim. Porcelankę niestety zastąpiono tworzywem z nalepką, ale i tak Kapuziner Weissbier Schwarz wyróżniał się na półce.

Za dość wysoką cenę dostajemy piwo smaczne, ale nie wybitne. Na pewno jest to bardzo smaczna pszenica i muszę zaznaczyć, że jest jedną z ciekawszych jakie piłem. Ale piłem również kilka smaczniejszych i chyba nawet tańszych. Raczej nie będę wracał, chociaż jakby mnie ktoś nim poczęstował nie odmówię.

poniedziałek, 18 października 2010

Piwo a la Grodziskie

kraj: Polska
browar: Grodzki
ekstrakt: 8%; alkohol: 2,65%; butelka 0,33 l
typ: jasne; rodzaj: specjalne / grodziskie;
źródło: sklep z piwami regionalnymi "Zofmar" na ul. Pomorskiej w Łodzi,
cena: około 6 PLN

Jednorazowa akcja restauracyjnego browaru z Lublina. Jasne piwo górnej fermentacji robione na wzór legendarnego piwa Grodziskiego - stąd zresztą sama nazwa Piwo a la Grodziskie. Nie jestem w stanie stwierdzić jak bardzo to piwo różni się od tego oryginalnego, ale wczytując się w fora internetowe można dowiedzieć się, że jest podobne.

Kolor jasnozłoty, mętne tak w 50%. Nalało mi się z masą osadu z dna butelki. Widać było pływające drobiny. Nie wiem czy dobrze zrobiłem przelewając całe... w każdym razie instrukcji, żeby tej końcówki nie wlewać nie było. Piana biała, raczej skromna. Taka na palec, redukuje się do cienkiego kożucha i obrączki. Zapach bardzo delikatny. Piwo pachniało słodko, tak kwiatowo - bardzo przyjemnie. Wyróżnia się również w zapachu słód pszeniczny. Co natomiast uderza w smaku to słód wędzony. Po pszenicznym nie ma praktycznie śladu. Dochodzi również goryczka, która zostaje na długo w posmaku. Spodziewałem się po takim ekstrakcie czegoś wodnitego, a dostałem cholernie wyraziste piwo, które w każdym łyku czuć dym! Wysycenie średnie. Tutaj trochę mnie rozczarowało to piwo. Czytałem, że Grodziskie nazywano grodziskim szampanem - ze względu na pianę i moc bąbelków. Tego tutaj nie było. Otworzyłem je sobie pewnego upalnego dnia i wypiłem praktycznie duszkiem. Ta krótka przygoda z Piwem a la Grodziskim była czystą przyjemnością.

Jeszcze słowo o opakowaniu. Etykieta jest genialna. Ustylizowano ją na oryginalną od Grodzisza, nic tylko chwalić, bo jest świetnie zaprojektowana. Niestety jest wydrukowana na papierze samoprzylepnym, co powoduje że nie można ją odlepić, a przy zroszeni, które nastąpiło po wyjęciu z lodówki, zaczyna się marszczyć.

Wątpię, żeby można je gdzieś kupić, więc tym którzy na Piwo a la Grodziskie nie trafili, muszę powiedzieć że mają czego żałować. Było warte swojej ceny. Jedno z najciekawszych jakie piłem.

czwartek, 14 października 2010

Łomża Niepasteryzowana

kraj: Polska
browar: Łomża
ekstrakt: nie podano; alkohol: 6%; butelka 0,33 l
typ: jasne; rodzaj: lager; niepasteryzowane
źródło: hipermarket Kaufland,
cena: 2,29 PLN

Kolejne niepasteryzowane z 3miesięczną datą do spożycia. Jeżeli w te wakacje sięgałem po piwo, to właśnie najczęściej po to. Nie są to wyżyny smaku, ale przed koncertem, dwa bączki Łomży Niepasteryzowanej to idealny starter. Piwo koloru ciemnej słomki z dość przeciętną, nietrwałą pianą koloru czystej bieli. Zapach orzeźwiający, słodowo-chmielowy. Bardzo przyjemny. W smaku przede wszystkim słodowe z lekką goryczką, którą czuć naprawdę króciutko i z lekkimi mineralnymi smakami. Tak jak wspomniałem... nie jest to nic specjalnego, po prostu niezły koncernowy lager z bączka. Chociaż przyjemniej pić ze szklanki, bo nagazowany jest bardzo porządnie i czasami bąbelki lecą do nosa.

Etykieta robiona na retro. Jaki tło mamy szary papier paczkowy, proste liternictwo i kontur "łomżańskiej" pary w strojach ludowych. Chociaż ładnym ciężko to nazwać, to jest to moim zdaniem strzał w dziesiątkę. Z pewnością właśnie taki, a nie inny design skusił ludzi do sięgnięcia po butelkę. Co mi się podoba to różne kapsle (próbowałem to uwiecznić na zdjęciu). Na części partii mamy kobietę, a na części mężczyznę - bardzo fajny pomysł.

Cena waha się od 2,29 zł w Kauflandzie do 2,49 zł w Carrefourze. Nie spotkałem się z wyższa. Taniej jednak można kupić ciut słabszego, zielonobutelkowego lagera, z tym że jednak Łomża Niepasteryzowana jest smaczniejsza, także warto właśnie ją włożyć do koszyka (chociaż mniejsza). Ale gdybym miał w podobnej cenie Noteckie to bym się nad produktem Unibrew nie zastanawiał.

Przeczytaj opinię o innym piwie z tego browaru:

Blog nie umarł! On śpi i śni.
Co jakiś czas będę coś wrzucał, ale piję zdecydowanie mniej. Przyczyna jest prosta: po przekroczeniu magicznej liczby 90kg wskaźnik na wadze co raz szybciej i szybciej się przesuwał ku setce i musiałem podjąć radykalne kroki - ograniczyłem się bardzo w pewnych przyjemnościach. Może tycie po piwie to mit, ale chudnąć bez niego o wiele łatwiej.

środa, 21 lipca 2010

Naturalne Niefiltrowane

kraj: Polska
browar: Gościszewo
ekstrakt: 12,5%; alkohol: 6,2%; butelka 0,5 l
typ: jasne; rodzaj: lager; niepasteryzowane
źródło: sklep z piwami regionalnymi "Zofmar" na ul. Pomorskiej w Łodzi,
cena: 2,60 PLN

Pierwsze moje spotkanie z wyrobami browaru Gościszewo nie zaliczam do specjalnie udanych, chociaż myślę, że mogłoby być zdecydowanie gorzej. Na Naturalne Niefiltrowane skusiłem się dość przypadkiem. Stojąc w kolejce w Zofmarze zobaczyłem, że facet przede mną zakupił go aż 10 sztuk- to był taki impuls, żeby zabrać do domu chociaż butelkę.

Do szkła nalałem piwo, które wygląda jak jasny hefe weizen - ciemnozłoty, mętny... i cholernie apetyczny. Że to piwo z innego stylu zdradza piana (ale przecież piłem też pszeniczniaki o kiepskiej pianie). Była słaba. Gdybym nie wlał wybełtanej końcówki to nie utworzyłby się nawet ten centymetr który widać na zdjęciu. Do tego bardzo krótkotrwała, nie minęła minuta i zredukowała się do obrączki. Co dziwne... wysycenie bardziej niż porządne. Drapało w gardło przez cały czas picia piwa. Zapach... przede wszystkim taki słodko-słodowy, trochę mineralny... z jakimś trudnym do zidentyfikowania dodatkiem. I przez niego raczej mało przyjemny. W smaku pierwsze co czuć to słód i chlebowo-piwniczne nuty. W każdym łyku dodatkowo wyczuć można subtelne zbożowe smaczki. Goryczki niestety brak. Później dochodzi do głosu obrzydliwa nuta kwaśna i w pewnym momencie zaczyna dominować praktycznie całkowicie.

Opakowanie... Z jednej strony bardzo fajna "ulotko-wizytówka" przywieszona do szyjki. Po jednej je stronie informacja o zmętnieniu i sposobie nalewania, po drugiej tekst: "Piwo niefiltrowane. Bogactwo: Smaku, Witamin i Mikroelementów." Z drugiej zaś... fatalne etykiety z tłem jutowego worka, słabo widocznymi czcionkami ii ogólnym brakiem pomysłu. Na kontrze informacja o temp. przechowywania (która przy tych upałach co mamy teraz zupełnie nie ma racji bytu). W składzie wymieniono wodę, słód jęczmienny, chmiel, cukier i żywe kultury drożdży. Także nic specjalnego. Opakowanie oceniam jako średnie.

Spodziewałem się czegoś dużo smaczniejszego, a Naturalne Niefiltrowane było średnie na jeża (chociaż pierwsze łyki były zdecydowanie lepsze). Osobiście nie podeszło mi przez ten nachalny kwasowy prymat w smaku, który męczył i nie pozwalał mi przez cały czas konsumpcji pozbyć się myśli, że piwo się popsuło (chociaż do końca terminu ważności było jeszcze 3 tygodnie). Także mimo iż Naturalne Niefiltrowane błyskawicznie ugasiło moje pragnienie to na kolejne skuszę się dopiero gdy miną te mordercze upały.

sobota, 10 lipca 2010

Konstancin Lekki

kraj: Polska
browar: Konstancin
ekstrakt: 10,5%; alkohol: 4%; butelka 0,5 l
typ: jasne; rodzaj: lager; pasteryzowane
źródło: sklep Nasze Browary na Toruńskiej,
cena: 3,20 PLN

Od jakiegoś czasu Dawne z browaru w Konstancinie to mój numer jeden wśród piw niepasteryzowanych. Ciężko mi je kupić, ale za to przyjemność z picia jest jeszcze większa. Także chętnie zacząłem szukać innych piw warzonych w Konstancinie. Jako że na Żytnie się spóźniłem to na pierwszy ogień padło Konstancin Lekki. I nie wyszło obronną ręką z konfrontacji z moim podniebieniem.

Piwko w szklance jest koloru jasnego złota, klarowne. Jak na 10,5% w ekstrakcie to nie ma się tutaj do czego przyczepiać. Co smuci to P.B.P., czyli Permanentny Brak Piany. To co utrwaliłem na zdjęciu to dosłownie 10 sekund po nalaniu. Widać tam też burzę bąbelków, ale nie przekłada się to na wysycenie. Może z początku było względnie, ale w ogólnym rozrachunku jest zdecydowanie za słabe. Pachnie słabo, słodowo. W smaku też przede wszystkim słodowe, z lekkimi akcentami chmielowymi i lekką goryczką. Na pewno z początku wyróżnia się na plus spośród dziesiątek, które piłem. Później słód zaczyna wyraźnie dominować. Z każdym łykiem wydaje się, że i słabnie goryczka, i te chmielowe smaczki zanikają. Ostatecznie kończyłem je z myślą, że było bardzo przeciętne, ale jednego mu nie mogę zarzucić - nie było wodnite.

Etykieta mi się podoba. Kolorystyka jest właśnie lekka, a i pionowe liternictwo odbieram pozytywnie. Trochę dziwi mnie tylko dopisek, że to piwo jęczmienne. Kontra z kompletem informacji i nawet krótkim tekstem reklamowym. Także wygląd butelki oceniam pozytywnie, chociaż kolokwialnie rzecz ujmując to dupy ona nie urywa.

Lekki jest reklamowany jako piwo orzeźwiający i muszę się z tym zgodzić. Byłoby świetną opcją na upały, bo: człowiek zaspokoi pragnienie, ochłodzi się, a w głowie się nie zakręci - ale mnie brakuje przede wszystkim porządniejszego wysycenia. Mimo ekstraktu na poziomie 10,5% jest treściwe i pech, że w pewnym momencie słód bierze całkowicie górę nad goryczką.

Przeczytaj opinię o innym piwie z tego browaru:

środa, 7 lipca 2010

Regina Strong Mocne

kraj: Polska
browar: Kormoran
ekstrakt: nie podano; alkohol: 7,4%; butelka 0,5 l
typ: jasne; rodzaj: lager; pasteryzowane
źródło: sklep koło kościoła Miłosierdzia Bożego,
cena: 3,00 PLN

Dzisiaj zalegający u mnie opis piwa: Regina Strong Mocne, który miał się pojawić już jakiś czas temu, ale... no właśnie zaległ gdzieś po drodze. Chociaż Regina ma koronę nie jest królewskim trunkiem. To przeciętny strong, który nie wyróżnia się specjalnie ani pozytywnie, ani negatywnie.

Piwo jest koloru złotego, klarowne. Piana na dwa palce, ze średnich pęcherzyków i skłonna do szybkiego opadania. Regina pachniała głównie słodem. Ale zapach nie był ordynarny tylko lekki. Wyczuć można było również słabo dający o sobie znać chmiel. W smaku... no cóż... pierwsze kilka łyków nie należą do najprzyjemniejszych. Regina Strong jest ni gorzka, ni słodowa... a raczej niestety kwaśna. Te kwaśne nuty uzupełniają słodową bazę. Do tego czuć lekką goryczkę. Pije się przyzwoicie, bo nie czuć alkoholu, niestety im bliżej dna tym piwo staje się bardziej mdłe. Nie pomaga tutaj wysycenie, które z początku średnie w późniejszym czasie zanika.

Etykieta tradycyjnie owalna w bardzo klasycznym stylu. Prosta czcionka, proste logo. Niby wszystko w porządku, ale jej ogólnej nijakości nawet nie pomagają dobre kolory. Czerwień i złoto powinny dawać po oczach, ale piwa nie chce się zauważyć na sklepowej półce.

Zdaniem podsumowania. Piwo jak wspomniałem na początku - przeciętne. Z pewnością lepsze od wielu strongów z hipermarketów, ale niespecjalnie różniący się od tej grupy. Na pewno będzie mi ciężko do niego wrócić.

Przeczytaj opinię o innym piwie z tego browaru:

środa, 30 czerwca 2010

Nałęczowskie Ciemne Mocne

kraj: Polska
browar: Jagiełło
ekstrakt: 14,2%; alkohol: 7%; butelka 0,33 l
typ: ciemne; rodzaj: lager; pasteryzowane
źródło: sklep koło kościoła Miłosierdzia Bożego,
cena: 2,20 PLN

Nałęczowskie Ciemne Mocne z browaru Jagiełło, w przeciwieństwie do jasnego kuzyna mi nie podeszło. Przygotowany byłem na coś podobnego do Noteckiego Eire, ale w tym przypadku przesłodzili.

Kolor ciemny, pod światło rubinowy. Bardzo ładnie prezentuje się w szklance. Piana raczej średnia, beżowa, opadła do niespodziewanie grubego kożuszka i utrzymywała się przez kilka minut. W zapachu raczej niezbyt intensywne, jednolite. Słodkie, czuć karmel. W smaku... przede wszystkim słodycz. Czuć również karmel, i przy każdym łyku pojawia się myśl: "Za słodkie!". Nie wybija się za to alkohol. Wysycenie delikatne, nienachalne - w sumie do tak słodkiego piwa myślę, że jest dobrane dobrze.

O brudnych butelkach z Jagiełły wspominałem przy pisaniu o Nałęczowskim Jasnym Mocnym. Tutaj było to samo. Butelka uklejona, etykieta brudna. Po wyjęciu piwa z lodówki lepiła się do ręki. Sama grafika identyczna - jedyna różnica to brązowa kolorystyka. Dzięki niej wygląda to lepiej.

Miłośnikom słodkich piw pewnie ten mały bączek podejdzie. Sam już do tego nie wrócę. Autentycznie męczyłem i chociaż nie był to taki ulepek jak Nakielskie Ciemne, to zeszła mi na nie chyba godzina.

Przeczytaj opinię o innym piwie z tego browaru:

sobota, 26 czerwca 2010

IPA Samurai

kraj: Czechy
browar: Kocour Varnsdorf
ekstrakt: nie podano; alkohol: 5,1%; butelka 0,5 l
typ: jasne; rodzaj: ale; pasteryzowane
źródło: sklep z piwami regionalnymi "Zofmar" na ul. Pomorskiej w Łodzi,
cena: 6,50 PLN

Pierwsze American India Pale Ale jakie miałem przyjemność skosztować i śmiało mogę napisać, że po kilku pierwszych łykach się zakochałem. To bezbłędnie goryczkowe piwo jest po prostu wspaniałe! Dowiedziałem się o nim przy okazji komentarza, który umieścił u siebie na blogu Kopyr, a że zazwyczaj nie wracam do przeczytanych tekstów i raczej nie śledzę dyskusji w komentarzach, to niewiele brakowało, żebym je przegapił.

IPA Samurai zostało uwarzone gościnnie przez Japończyka (Mr. Toshi) w czeskim browarze Kocour Varnsdorf. Niesamowite! Jak widać na zdjęciu było koloru pomarańczowo-miodowego. Brak filtracji uwidacznia się w braku klarowności, ale nie znalazłem w mojej butelce żadnych osadów. Co zachwyca to piana! Przy nalewaniu piwo pieni się na potęgę, trzeba lać na raty. Sama piana jest bielutka, drobno i średnio pęcherzykowa, ale ze skłonnością do dziur. Utrzymuje się w postaci grubego kożucha do samego końca! I osadza się fantazyjnie na szkle. IPA Samurai pachniał głównie chmielem. Naprawdę przyjemny orzeźwiający zapach. W smak jest po prostu KAPITALNE! Jest orzeźwiające, porządnie nagazowane (tak że chwilami drapie w gardło), z bardzo wyrazistą goryczką. I do tego jest niezwykle smakowite. Co ciekawe ta goryczka jest złożona - najpierw wyczuwalne są w niej lekkie ziołowe akcenty, a później uderza zdecydowaną mocą i zupełnie innym charakterem w posmaku.

W butelce niebanalne, bogate piwo, a na butelce minimalizm. Jest tylko etykieta przednia ze skromną grafiką (fajnie zaprojektowane logo) i zwykły niededykowany kapsel. Ale stylizacja jest świetna - przybrudzone czcionki, zacieki i kleksy farby i tylko dwa kolory. Nietuzinkowe piwo w nietuzinkowym opakowaniu.

IPA Samurai z browaru Kocour to naprawdę świetna rzecz. Goryczka jest tutaj niesamowita - zupełnie inna niż ta do której przyzwyczaiły nas pilsy. I nie myślcie, że piszę to z jakimś udawanym entuzjazmem, bo piwo zebrało same dobre noty na browar.bizie i zapłaciłem za nie 6,50, więc głupio mi by było na coś narzekać. Ono jest naprawdę fantastyczne! Nie ma ani jednej słabej strony. Z miejsca trafiło na listę moich ulubionych. Nawet mimo tej ceny, będę się starał je kupować jak najczęściej. Miłośnicy goryczki będą zachwyceni!

sobota, 19 czerwca 2010

Rześkie

W linkach pojawiło się kilka kolejnych miejsc, gdzie w oderwaniu od dużych serwisów ludzie piszą o piwie. Radarowe opisy piwa z Fast Food Eaters wyewoluowały na Teraz Piwo! Dodałem również odkryty wczoraj blog Michała Saksa, piwowara z gdańskiej Brovarnii (który mógłby pisać częściej ;) ) i Mój Kufelek - raczkujący jeszcze blog z opisami (czy jak kto woli recenzjami) piw. Zachęcam również do czytania blogów, które są tam już od jakiegoś czasu: Jerzego Mackiewicza, Danskiego i znanego z felietonów na Browar.biz (i nie tylko z tego) Kopyra. Mam nadzieję, że przybędzie kolejnych takich miejsc.

A teraz temat właściwy!

kraj: Polska
browar: Kormoran
ekstrakt: 11%; alkohol: 5,6%; butelka 0,5 l
typ: jasne; rodzaj: lager; niepasteryzowane
źródło: sklep koło kościoła Miłosierdzia Bożego,
cena: 3,10 PLN

Dzisiaj będzie o niepasteryzowanym jasnym Rześkim z Kormorana. Jakiś czas temu pisałem o ich innym niepasterze - Świeżym, które mi specjalnie nie podeszło. Rześkie jest trochę słabsze - 5,6% i to na pewno wyszło tu na dobre.

Piwo po zlaniu do kufla jest koloru złota, klarowne. Na jedenastkę kolor jak najbardziej akuratny. Piana naprawdę zacna. Przy nalaniu utworzyła ładną czapę, a później utrzymywała się w kożuszek i osiadała na ściankach. Biała, drobna, gęsta - opadała równo. Dopiero gdzieś po 40 minutach redukuje się do obrączki. Zapach trochę niemrawy. Czuć delikatnie chmielem. Przebija się również coś co osobiście kojarzy mi się z mokrą, skoszoną łąką... taki trochę trawiasty i metaliczny zapaszek. W smaku bardzo w porządku. Pierwsze co uderzyło w moje kubki smakowe to zbożowo-chlebowe nuty. Obecna jest również goryczka. I nie czuć alkoholu, jak to było w przypadku Świeżego. Rześkie przez cały czas pracuje, bąbelki drapią w gardło przy każdym łyku - na wysycenie złego słowa nie mogę powiedzieć.

Butelka bardzo fajna. Etykieta utrzymana w stylistyce regionalnej, postarzana, z dwoma rysunkami, z czego ten wyżej z miejsca kojarzy się z błogimi wczasami na wsi. Do tego szyszki chmielu. Jedyne co mi nie pasuje to czcionka - taka mało tradycyjna. Na kontrze wszystko co powinno być: opis, skład, ekstrakt.

Rześkie jest bardziej niż w porządku. Jak nazwa wskazuje jest rześkie, przyjemne i - posiłkując się tekstem z kontry - idealnie gasi pragnienie. Stawiam je z pewnością wyżej niż Świeże, ale jednak czegoś tu brakuje do ideału. Niemniej jednak polecam - piwo smaczne i jak najbardziej warte swojej ceny.

Przeczytaj opinię o innym piwie z tego browaru:

wtorek, 15 czerwca 2010

Nałęczowskie Jasne Mocne

kraj: Polska
browar: Jagiełło
ekstrakt: 14,2%; alkohol: 7%; butelka 0,33 l
typ: jasne; rodzaj: lager; pasteryzowane
źródło: sklep koło kościoła Miłosierdzia Bożego,
cena: 1,80 PLN

Mam takiego pecha, że każda kupiona przeze mnie butelka piwa z browaru Jagiełło wygląda jakby wyciągnięto ją trochę wcześniej z błota i obtarto szmatą. Zawsze trafiam na podniszczone, upieprzone od kleju butelki, z niestarannie ponaklejanymi i podniszczonymi etykietami. Nie wiem ile w tym winy browaru, a ile hurtowni, ale szczerze mówiąc nie chce się takiego piwa zabierać ze sklepu do domu, a tym bardziej poczęstować jakiegoś gościa. Trochę lepiej prezentowała się butelka Lipcowego, ale może to dlatego, że dostałem je w prezencie i pewnie była specjalnie wyszukana. Z konsumowanym niedawno Nałęczowskim Jasnym Mocnym było właśnie tak jak mówię.

Butelka wyjęta z lodówki lepi się do od pokładów kleju do ręki. Aż nieprzyjemnie było nalewać. Etykieta kiepska, ale taka w klasycznym stylu - napis na wstędze, biało-czerwona kolorystyka i nałęczowski dworek na zdjęciu. Prosto, bez udziwnień - czasem właśnie tak trzeba. Kontra częściowo nieprzyklejona, ale zawiera komplet informacji: skład, parametry i producenta. Nie jest to estetyczne opakowanie, a szkoda, bo piwo jest smaczne i pewnie jakaś część zniechęconych wyglądem po nie nie sięgnie.

Nałęczowskie Jasne Mocne jest złote i klarowne. Piana biała, drobna, średnio obfita i znika dość wolno. Piwo pachnie dość intensywnie i przyjemnie - głównie słodowo, ale czuć też chmiel. Smak ma lekko goryczkowy z drożdżowo-słodowym środkiem i lekkimi nutami alkoholowymi wyczuwalnymi w końcówce. Do tego dochodzi spora goryczka w posmaku. Wysycenie średnie. Wydaje mi się, że Nałęczowskie mogłoby drapać w gardło trochę mocniej. Ale tak to jest dobrze.

Piwo jest smaczne i mimo swojej mocy "wchodzi" lekko. Przyjemne, treściwe i właściwie jedyną rzeczą do której można się przyczepić to ta nieszczęsna butelka. Ja w każdym razie zachęcam je spróbować. Chociaż nie jest to żaden specjał, rarytas czy niebo w gębie - po prostu solidny lager w bączku.

Przeczytaj opinię o innym piwie z tego browaru:

czwartek, 10 czerwca 2010

Dawne

kraj: Polska
browar: Konstancin
ekstrakt: 14,1%; alkohol: 6,2%; butelka 0,5 l
typ: jasne; rodzaj: lager; niepasteryzowane
źródło: sklep Nasze Browary na Toruńskiej,
cena: 3,40 PLN

Po Dawne z Browaru Konstancin sięgnąłem po ponad rocznej przerwie. Zresztą dopiero drugi raz je próbowałem. Poprzednie piłem na długo zanim zacząłem prowadzić tego bloga. Pamiętam, że wtedy mi to piwo nie podeszło na tyle mocno, że przez długi okres czasu omijałem produkty z Konstancina Jeziornej szerokim łukiem. Jako, że miałem ochotę na jakiegoś niepastera, a Ciechan Wyborne ostatnio nie zachwycał, to kupiłem właśnie to Dawne, i jakże wielkie było moje zdziwienie, gdy piwko okazało się teraz cholernie smaczne.

Kolor złoty, czysty. Dawne pieni się zaskakująco obficie. Piana biała, gęsta, opadająca do przyzwoitego kożuszka, który znowu utrzymuje się dość długo. Zapach jak najbardziej przyjemny. Słodowo-chmielowy, średnio intensywny, ale treściwy. Kuszący. Jednak tym czym mnie Dawne urzekło był świeży smak. Tak się złożyło, że piłem w dusznych, parny dzień i ten schłodzony browarek, po całym paśmie nieprzyjemności jakie mnie wtedy spotkały, był niesamowicie kojący i orzeźwiający. Smak był pełny. Przede wszystkim słodowy, ale z wyraźną goryczką. Przy każdym łyku pojawiały się dodatkowo delikatne nuty chlebowe. Nawet trochę za słabe wysycenie nie psuło przyjemności spożywania. Pamiętam z zeszłego roku, że Dawne atakowało mnie w smaku nachalnym alkoholem. Tym razem, mimo 6,2%, na szczęście nie ma.

Browar Konstancin zafundował swojemu produktowi niemrawą etykietę. Wygląda trochę tak jakby mocno spłowiała na słońcu. Kolory wyblakłe, całość lekko rozmyta. Jednak coś w tym jest - patrzy się na butelkę i na myśl przychodzi letni skwar, który zostanie przez Dawne złagodzony. Na nieciekawej kontrze jest informacja o składzie i ekstrakcie. Całość wypada, co najwyżej średnio, ale na szczęście zawartość jest lepsza.

Dawne z Konstancina smakowało mi bardzo. Kupowałem tak trochę z "braku laku", a teraz to piwo stało się jednym z moich ulubionych piw niepasteryzowanych - wyprzedzając produkty takich browarów jak: Amber, Kormoran czy Kasztelan. Jeżeli szukacie czegoś orzeźwiającego w nadchodzące wakacje to myślę, że Dawne będzie dobrym wyborem.

Przeczytaj opinię o innym piwie z tego browaru
:

piątek, 21 maja 2010

Orkiszowe

kraj: Polska
browar: Kormoran
ekstrakt: 12,5%; alkohol: 5,1%; butelka 0,5 l
typ: jasne; rodzaj: specjalne / orkiszowe; pasteryzowane
źródło: sklep koło kościoła Miłosierdzia Bożego,
cena: 4,20 PLN

Orkiszowe to już drugi "romans" browaru Kormoran ze słodem orkiszowym. Pierwszym było bardzo smaczne Warnijskie. Tym razem nie jest to tak bardzo "wielozbożowe", bo dostajemy "tylko": 45% słodu orkiszowego na 55% słodu jęczmiennego.

Kolorem Orkiszowe przypomina jasnego weizena: mętne, żółciutkie. Przy nalewaniu piwo bardzo się pieniło. Biała piana o drobnych pęcherzykach utworzyła zwartą, gęstą czapę. Redukowała się wolno do ładnego kożucha. Naprawdę zacna! Pachniało przede wszystkim zbożowo. Troszkę kwaśno, troszkę słodko. Nie było to intensywny zapach, ale na pewno bardzo oryginalny i charakterystyczny. W smaku tak jak można się było spodziewać, ciekawe, delikatne, stonowane. Lekko kwaskowe z wyraźną dominującą nutą słodową, uwalniającą się także w posmaku. Co mi przeszkadzało, to że wydawało się zbyt wodnite. Może gdzieś podświadomie naszykowałem się na pszeniczniaka, może. Ale w tej swojej lekkości i delikatności było niestety mało wyraziste. Brakowało mi tu czegoś. Także Warnijskie, które wychwalałem w styczniu uważam za lepsze. Wysycenie wydaje się być dopasowane. Średnie, delikatne i nienachalne. Ale muszę przyznać, Orkiszowe od pierwszego, do ostatniego łyka jest bardzo równe. I bardzo orzeźwiające. To piwo pije się naprawdę z przyjemnością, dużymi łykami jak dobrą pszenicę.

Za wygląd butelki Kormoran dostaje mocną 5! Etykietę w lepszej jakości można obejrzeć na piwnym blogu Jerzego Mackiewicza. Tak jak w przypadku Warnijskiego - znowu jest świetna stylizacja na tradycyjny produkt regionalny! Fajna kolorystyka, fantazyjne wygięcie i przyjemna grafika. Tym razem nie tyle przywodzi sobą na myśl, co po prostu są na niej żniwa. Do tego komplet informacji.

Jestem trochę zawiedziony, ale i zadowolony. Jest dobrze, ale mam wrażenie, że mogło być lepiej. Na pewno Orkiszowe warto kupować, ja będę to robił. Myślę, że gdyby było trochę tańsze to gasiłbym nim, i Warnijskim, wakacyjne pragnienie. W każdym razie polecam! Naprawdę fajne piwo!


Przeczytaj opinię o innym piwie z tego browaru:

czwartek, 20 maja 2010

Świeże

kraj: Polska
browar: Kormoran
ekstrakt: nie podano; alkohol: 7%; butelka 0,5 l
typ: jasne; rodzaj: lager; niepasteryzowane
źródło: sklep koło kościoła Miłosierdzia Bożego,
cena: 3,20 PLN

Wypiłem kilka dni temu niepasteryzowane Świeże z browaru Kormoran. Próbowałem go wcześniej dokładnie rok temu, w maju i dobrze pamiętam, że szału nie było. Tym razem również mnie to piwo nie zachwyciło, a szkoda, bo z samej nazwy brzmi kusząco.

Świeże jest klarowne, koloru jasnego złota. Przelewając do szklanki pieni się mocno. Piana była biała, drobna, ale opadała prawie tak szybko jak się podnosiła. Pachniało dość intensywnie - słodowo ze słabymi, ale jakże nieciekawymi nutami alkoholowymi. W smaku... było takie sobie. Dominował bez dwóch zdań słód. Dodatkiem była taka mdła goryczka i niestety, przebijający się smak alkoholu. Z każdym łykiem zdawało się być ciut lepsze (albo zwyczajnie się moje kubki smakowe przyzwyczaiły), poczułem nawet niemrawe chlebowe i chmielowe smaczki. Wysycenie było na odpowiednim poziomie. Nie ma co ukrywać, nie miałem przyjemności w piciu Świeżego. Nie wchodziło mi, nie zasmakowało.

Butelka robiona na regionalną modłę, ale absolutnie mi się nie podoba. Nie cierpię tej "czekoladowej" czcionki. Psuje ona całą etykietę, którą przez rok trochę na korzyść zmienili. Zdecydowanie powinno być tu użyć jakiejś "pisanej", chociażby takiej ja w Warnijskim.

To co mi się nie podoba w Świeżym to ilość procentów. Pijąc je absolutnie nie czułem, że obcuję z regionalnym piwem niepasteryzowanym, raczej z jakimś koncernowym strongiem. Brakuje tutaj lekkości i o dziwo świeżości, jest ciężkie, czego owocem jest męczenie, a nie picie piwa (już nie mówię o delektowaniu się). Dam jeszcze Świeżemu szansę, odczekam rok, a jeżeli w tym czasie będę mieć ochotę na niepasteryzowane z Kormorana to spróbuję Rześkiego, wydaje się ciekawszym wyborem.

Przeczytaj opinię o innym piwie z tego browaru:

piątek, 14 maja 2010

Hornburg

kraj: Polska
browar: Sulimar / Cornelius
ekstrakt: nie podano; alkohol: 3,5%; puszka 0,440 l
typ: jasne; rodzaj: lager; pasteryzowane
źródło: sklep koło kościoła Miłosierdzia Bożego,
cena: 1,60 PLN

Może nie widać tego na zdjęciu, ale ta niebieska puszka z piotrkowskiego browaru, jak na Polskę jest bardzo nietypowa - mamy tu pojemność 440 ml (nie przypominam sobie innego piwa w takim opakowaniu). Hornburg to bardzo lekkie i cieniutkie piwo, ale przy alkoholu na poziomie 3,5% i ekstrakcie prawdopodobnie poniżej 10, jest wypijalne.

Po przelaniu mamy kolor jasnej słomki i praktyczny brak piany. Tego pierścionka, który widać na zdjęciu, nie było już po trzydziestu sekundach. Hornburg pachniał bardzo niemrawo... gdyby się uprzeć to można mu przypisać bardzo rozwodniony zapach słodu. W smaku mało treściwe, wodnite ale orzeźwiające. W pierwszym łyku wyczułem dość mocną metaliczność, z kolejnym dała o sobie dać delikatna, chmielowa goryczka. Przez cały czas przypominały o sobie znać bąbelki, które przyjemnie smyrały w podniebienie. Hornburg przy każdym łyku kojarzył mi się z wodą mineralną. I nie chodzi nawet, że mało %, po prostu strasznie lekkie, że aż chciało się pic duszkiem. Na Browar.biz kwalifikuje się je jako piwo stołowe, czyli takie, które pija się do posiłków i coś w tym jest.

Błękitna puszka z miejsca rzuca się w oczy, ale design jest taki sobie. Trochę to za bardzo upstrzone. Całość stylizowana na piwo zza zachodniej granicy. Napisy po niemiecku, a nazwa Hornburg pochodzi chyba od miasta w Dolnej Saksonii. Informacje w kilku językach, ale brak podanego ekstraktu.

Myślę, że te 1,60 zł można wydać na to piwo do obiadu. W swojej kategorii jest niezłe. Mimo iż słabsze, smakowało mi bardziej niż te wszystkie słowackie dziesiątki, których próbowałem. I chociaż nie wróżę Hornburgowi popularności to myślę, że takich lekkich piw brakuje na polskim rynku równie mocno co tych z górnej fermentacji.

Przeczytaj opinię o innym piwie z tego browaru:

sobota, 17 kwietnia 2010

Cornelius Honig Weizen

kraj: Polska
browar: Cornelius
ekstrakt: 12,5%; alkohol: 5,0%; butelka 0,5 l
typ: jasne; rodzaj: specjalne / aromatyzowane, miodowe, pszeniczne; pasteryzowane
źródło: sklep koło kościoła Miłosierdzia Bożego,
cena: 4,20 PLN

Jestem jednym z tych dziwaków, którzy nie przepadają za miodem. Podczas zakupów omijam też szerokim łukiem wszystkie piwa miodowe, które w ciągu ostatnich 2 lat powyrastały niczym grzyby po deszczu. Z tym, że od czasu do czasu ich próbuję... i tak skusiłem się właśnie na Cornelius Honig Weizen z browaru Sulimar - producenta mojego ulubionego pszeniczniaka.

Oczywiści na zdjęciu tego za dobrze nie widać, ale piwo miało jasno żółty kolor. Było jaśniejsze i chyba również mniej mętne niż typowy hefe weizen hell. Piana po nalaniu, taka trochę na ponad palec. Była gęsta, bielutka i nietrwała. W ciągu 2 minuty zredukowała się do śmiesznie cienkiej obwódki i pawie zerowego kożuszka. Honig pachniał słodko... jakżeby inaczej miało pachnieć piwo z miodem w składzie? Czuć delikatnie pszeniczne nuty, ale miód jest na pierwszym planie. Z tym aromaty były słabsze niż się spodziewałem. Smak Honiga mnie nie powalił. Z każdym kolejnym łykiem wydawał mi się bardziej miodowy niż pszeniczny, a lekko kwasowe nuty, które były obecne na początku, pod koniec zostały całkowicie zdominowane przez te miodowe. Autentycznie nie chciało mi się tego piwa kończyć. Dołożyło się do tego jeszcze słabe wysycenie.

Butelka typowa dla piw spod szyldu Corneliusa, natomiast etykieta odstaje od tych, z którymi do tej pory miałem przyjemność. Czcionki i kolory wyglądają jakby wyciągnięte prosto z gazetek reklamowych. W ogóle nie moje klimaty. Z tyłu przyzwoity opis i komplet informacji - tutaj jak zawsze plus dla Sulimaru.

Pierwsze co rzuca się w oczy to "HONIG" na etykiecie, gdzieś tam pod spodem, o połowę mniejszą czcionką jest "weizen". I mniej więcej tak jest z tym piwem. Główną rolę gra tu miód, gdzieś tam daleko w tle jest ślad pszenicy. Osobiście jestem rozczarowany, bo jak wielokrotnie, w różnych miejscach pisałem Cornelius leje moją ulubioną, polską pszenicę. Raczej na pewno tego więcej nie kupię, ale nie odradzam... szczególnie tym, którzy pijają piwa miodowe i lubują się w tych smakach.

Przeczytaj opinię o innym piwie z tego browaru:

piątek, 16 kwietnia 2010

Aecht Schlenkerla Rauchbier Märzen

kraj: Niemcy
browar: Schlenkerla
ekstrakt: 13,2%; alkohol: 5,1%; butelka 0,5 l
typ: półciemne; rodzaj: marcowe, rauchbier; pasteryzowane
źródło: sklep z piwami regionalnymi "Zofmar" na ul. Pomorskiej w Łodzi,
cena: 5,80 PLN

Przyszedł czas na kolejne "wędzone" (bądź jak kto woli "dymione") piwo. Czym jest rauchbier pisałem pokrótce, przy okazji pszeniczniaka z browaru Schlenkerla, także dzisiaj od razu do konkretów. Nie wiem na ile Aecht Schlenkerla Rauchbier Märzen jest piwem marcowym, ale jego dymioną duszę trudno podważyć.

Piana jest imponująca. Beżowa, zwarta drobno pęcherzykowa. Nalałem z ładną czapą i tak jak w przypadku pszenicy, opadała ona bardzo powoli... tak do poł centymetra i na takim poziomie jest obecna do końca. Osiadała się na ściankach. Piwo jest ciemne, koloru kompotu z suszu... pod światło jasno brązowe, klarowne. Pachnie naprawdę przyjemnie... tym kominkowym dymem, który przynosi wspomnienia z wakacyjnego pobytu w Bieszczadach oraz suszoną śliwką. W smaku spodziewałem się czegoś innego. Wiem, że Złoty Smok z Fortuny nie jest najlepszym przedstawicielem marcowego stylu, ale liczyłem że ten rauchbier będzie taką wypadkową jego i dymionego weizena. A jest inny... lżejszy i do tego goryczkowy. Wydaje się przystępniejszy. Czuć na każdym planie dym, ale nie jest to tak mocne doznanie, jak w przypadku wspominanego cały czas weizena. Jak dla mnie było trochę zbyt stonowane i trochę mało przekonujące. Z tym, że wyobrażam sobie, że mógłbym go wypić więcej niż jedną butelkę. Wysycenie średnio intensywne. Nienachalne, lekko drapie w gardło, dość dobrze podbija smak.

Akurat trafiłem na butelkę która była cała upieprzona klejem. Po prostu nim ociekała i wyglądała obrzydliwie. Co do etykiet... Brązowy kolor tła daje wrażenie, że przylepiono właśnie takie stare, pożółkłe i postrzępione. Z tym, że w Aecht Schlenkerla Rauchbier Weizen zieleń cieszyła oko i momentalnie przyciągała wzrok. Tutaj całość sprawia wrażenia burego i nieciekawego. Także wygląd Märzena oceniam gorzej.

Piło mi się tego rauchbiera dobrze i skłamałbym gdybym powiedział, że mi nie smakował. Tak jak pisałem... myślę, że spokojnie wypiłbym kolejne dwie butelki (gdyby cena pozwoliłaby mi na to) i się nim nie zmęczył. Czuć ten, przywodzący miłe wspomnienia dym, ale tym razem ominęły mnie smakowe rewelacje. Niemniej jednak warto spróbować.

Przeczytaj opinię o innym piwie z tego browaru:

wtorek, 13 kwietnia 2010

Gulden Draak


kraj: Belgia
browar: Van Steenberge
ekstrakt: 23%; alkohol: 10,5%; butelka 0,33 l
typ: półciemne; rodzaj: ale; pasteryzowane
źródło: prezent

W końcu mogę pić piwo, także wracam do próbowania i tym samym regularnych wpisów. Na pierwszy "rzut" poszedł jeden z gwiazdkowych prezentów - belgijskie mocne ale Gulden Draak, z browaru Van Steenberge. Piwo swoją nazwę zawdzięcza złotej rzeźbie smoka, która znajduje się na dzwonnicy w Gandawie (a jej reprodukcja zdobi etykietę). To ale powaliło mnie swoim smakiem. To prawdopodobnie najsmaczniejsze ciemne piwo jakie w życiu piłem (a to dopiero drugie belgijskie piwo jakie piję). Nie przesadzam!

Skoro wspomniałem o etykiecie to zacznę od butelki. Na zdjęciu widać, że jest to jakiś nietypowy biały bączek, ale przy bliższym kontakcie przekonać się można, że to nie jakiegoś rodzaju kamionka, ale szklana, brązowa butelka obciągnięta jakiegoś rodzaju tworzywem. Zrobiono to naprawdę starannie i bez bliższych oględzin ciężko to zauważyć. Wygląda to ładnie i ciekawie, i jak rozumiem ma to zapobiec przedostawaniu się promieni UV. Etykieta wydaje się dosyć prosta, chociaż nie wygląda na ubogą. Czerń ze złotem i nazwa wypisana czerwoną czcionką - bez zbędnych udziwnień i dziesiątek pierdół, kontrastuje z bielą bączka, rzuca się od razu w oczy. Na kontrze za to chaos. Pięć języków, a informacji tyle co kot napłakał - ze składu jest tylko wymieniony słód jęczmienny, nie podano również ekstraktu (jest za to adres strony internetowej i tam można już przeczytać znacznie więcej). Kapsel czarny, ze złotą obwódką i identycznym co na etykiecie smokiem - całkiem ładny.

Gulden Draak raczej nie urzekł mnie swoja barwą. Po przelaniu do szkła (starałem się chociaż minimalnie dobrać kielich podobny do tego z zestawu) raczył mnie ciemno-bordowym kolorem, który pod światło wchodził trochę w rubin. Wydawał się trochę "brudny", może z racji tego, że nie był do końca przejrzysty. Ciężko mi jednak ocenić jego klarowność... na pewno nie był mętny. Nalałem z bardzo przyzwoitą czapą piany. Była gęstą, drobną, koloru ecru. Malała powoli. Zredukowała się do grubej obwódki i porządnego kożuszka i została taka bardzo długo. Osiadała trochę na ściankach i co ciekawe, po wypiciu zostało jej trochę na dnie kielicha.

Gulden Draak zaskoczył mnie bardzo na plus swoim zapachem i smakiem. Zgodnie z opisami spodziewałem się mocnego palenia i aromatów kawowych (a za kawą nie przepadam). Także gdy powąchałem piwo, nie mogłem się nie uśmiechnąć. To ale pachniało słodko i owocowo. I była to słodycz pochodzącą od słodu, z odległymi nutami palenia, ale przede wszystkim właśnie od tych owoców leśnych. Zapach był mocny, bardzo przyjemny i cholernie zachęcający, także nie czekałem i wziąłem porządnego łyka. Uderzył mnie bardzo złożony i pełny smak. Piwo było pyszne, a kubki smakowe atakował spora ilość różnych bodźców. Pierwsze co poczułem to lekką kwasowość owocową. Później doszło do tego, przebijające się powoli palenie. A nad tym wszystkim unosił się wytrawny smak alkoholu, ale żeby ktoś się nie przestraszył! Jest to niesamowicie przyjemne, aksamitne wręcz wrażenie. Czuć te 10,5% w każdym łyku, ale ani przez chwile ten alkohol nie drapie czy odrzuca. Ten Złoty Smok zostawia w ustach słodki posmak, który kojarzył mi się z czekoladą z nadzieniem z owoców leśnych. Po prostu fenomenalne wrażenie. Wysycenie nie jest za mocne.Utrzymuje się na jednakowym, stonowany poziomie. Próbowałem sobie wyobrazić większą ilość gazu, ale to co jest, jest idealne.


Niesamowicie smaczny prezent gwiazdkowy. Po prostu niebo w gębie! I chociaż nie spodziewałem się tego, to Gulden Draak przebił niesamowite doznania jakie zafundował mi w listopadzie Corsendonk Pater. Już nie mogę się doczekać, kiedy zacznę kosztować piwa z innego prezentu - zestawu Chimay Trilogy. Gorąco polecam to przepyszne ale! Autentycznie, nie wyobrażam sobie, żeby komuś nie zasmakowało. Na stronie browaru napisano, że można je przechowywać przez wiele lat i oficjalnie postanawiam: jak nadejdą finansowo lepsze czasy to kupię kilka butelek i będę trzymał na specjalną okazję. ;)

wtorek, 30 marca 2010

Baltic Porter

kraj: Polska
browar: Cornelius
ekstrakt: 22%; alkohol: 8,1%; butelka 0,5 l
typ: ciemne; rodzaj: porter bałtycki; pasteryzowane
źródło: sklep koło kościoła Miłosierdzia Bożego,
cena: 4,20 PLN

Kolejna (względna) nowość z piotrkowskiego browaru. Jest to tym razem ciemny Baltic Porter. Jak przystało na ten styl w kuflu piwo jest praktycznie nieprzejrzyste i prawie czarne. Ciężko mi się je lało, bo pieniło się niczym szalony berserker. Piana ciemna, burawo-kremowa, z dużymi dziurami. Opadła do tej cienkiej obręczy, którą widać na zdjęciu, zdecydowanie za szybko. Piotrkowski bałtycki porter pachnie bardzo intensywnie. Już jak się go przelewa uwalnia swój mocny, słodowy zapach. Wyraźnie czuć również palenie. Jednak nie był tak przyjemny, jak się spodziewałem, gdy tylko się trochę bardziej w niego "wniuchać" robi się mdły i męczący. W smaku piwo jest równie silnie słodkie. W pierwszym łyku czuć przede wszystkim jego słodkość, z tyłu mamy słód i lekkie uderzenie goryczy, która ostaje się trochę na wargach i języku. W drugim dochodzi również alkohol, a z każdym następnym nasila trochę się gorycz. Jednak nie jest to piwo, które piłem z przyjemnością. Po pierwsze zbyt intensywne i zbyt słodkie (a chyba w porterze bałtyckim to powinno być raczej umiarkowane). Po drugie te alkoholowe smaczki mnie wykrzywiały i były nieprzyjemne. Wysyceniu tego portera jednak muszę dać duży plus. Piłem w zeszłym roku, kilka razy witnickiego Black Bossa, i tam zawsze było tych bąbelków za dużo. W porterze Corneliusa jest pod tym względem idealnie.

O opakowaniu znowu nie mogę powiedzieć złego słowa. Dominuje elegancka czerń, z równie eleganckimi dodatkami złota i brązu. Nazwa wypisana białą czcionką rzuca się w oczy. Całość przypomina opakowanie od dobrej, gorzkiej czekolady. Na kontrze komplet informacji.

Nie do końca mi smakowało. Miało momenty kiedy było całkiem okej, ale raczej męczyłem je niż piłem z przyjemnością. Ta mieszanka słodyczy z goryczą mnie nie przekonała. Jeżeli kiedyś bym do niego wracał to bez specjalnego entuzjazmu - jest wiele smaczniejszych piw w tej cenie.

Przeczytaj opinię o innym piwie z tego browaru:

środa, 24 marca 2010

Cornelius Ale Ale

Krótkim słowem wyjaśnienia. Brak wpisów nie jest spowodowany tym, że się znudziłem i że blog będzie leżał odłogiem. Po prostu marzec jest dla mnie miesiącem bezalkoholowym. Yes sir! Nie mogę pić piwa, ale już niedługo. Dwa wcześniejsze wpisy, jak i dzisiejszy, i następny pochodzą z lutego. Były po prostu chowane na ten czas.

kraj: Polska
browar: Cornelius
ekstrakt: 13%; alkohol: 5,8%; butelka 0,5 l
typ: półciemne; rodzaj: ale; pasteryzowane
źródło: sklep koło kościoła Miłosierdzia Bożego,
cena: 3,70 PLN

Oto kolejne polskie piwo górnej fermentacji. Ale Ale kupowałem z wielkim entuzjazmem i dużymi nadziejami. Pszeniczniak od Corneliusa jest moim ulubionym i liczyłem, że ale z Piotrkowa, z bardzo przystępną ceną, będzie równie często gościł w mojej lodówce. I wiecie co?, prawdopodobnie tak będzie.

Ale Ale jest rdzawo - bursztynowe. Przyjemny i cieszący oczy kolor. Niestety z piana nie była już tak ładna. Biało-szarawa, średnio okazała, pełna dziur. Opadała w szybkim tempie, ledwo zdążyłem ją uwiecznić na zdjęciu, bo mniej więcej w ciągu minuty zredukowała się do cieniutkiej obwódki. Bardzo przyjemnie za to to piwo pachnie. Wspaniale słodowo z ulotnymi nutami chmielowymi. Rześko, orzeźwiająco i nawet trochę goździkowo-owocowo. Przy pierwszym łyku od razu daje o sobie znać to goryczka. Początkowo lekka, z małymi dodatkami kwasowości, z każdym łykiem przybierała na sile i stawała się jakby bardziej wytrawna. I nie była to typowa, chmielowa goryczka. Wydawała się bardziej korzenno - słodowa. W posmaku natomiast czułem lekką metaliczność, ale dużo lżejszą niż w przypadku pale ale z browaru Gab - Zdrowego. Niemniej jednak, wrażenie podobne do tego jakby trzymać w spoconej dłoni miedziaki jest. Może to dlatego, że piwo powstało w miedzianej warzelni? Wysycenie jest bardzo porządne. Bąbelki przyjemnie drapią w gardło i praktycznie wcale nie słabną w końcówce.

Szata graficzna mi się spodobała od pierwszego wejrzenia. Nie jest to piękny design, ale swoim minimalizmem i schludnością, w jakiś tam sposób mnie urzeka. Widać, że można zrobić dobrze wyglądającą, a przy tym prostą etykietę... i nawet jeżeli jest wyraźnie inspirowana znakiem londyńskiego metra, to może wyglądać fajnie. Na kontrze wszystkie potrzebne informacje: skład, ekstrakt, adres producenta i nawet krótki opis produkcji piwa. I wszystko bardzo czytelne. Jedynym minusem jest to, że te butelki w które Cornelius leje część swoich wyrobów jest niestety bezzwrotna, chociaż w zamian mamy zawsze ładnie wyglądającą butelkę.

Słowem podsumowania. Ale Ale mi smakowało. To ciekawe doznanie, do którego chce się wrócić. I jak tylko będę mógł spokojnie się piwa napić to z pewnością kupię również i butelkę tego. Jeżeli ktoś lubi gorycz i nie ma nic przeciwko czemuś trochę bardziej ciężkiemu, to zachęcam do kupienia. Cena nie powinna być wygórowana. Widziałem w trzech sklepach, wszędzie było poniżej 4 złotych. Polecam.

Przeczytaj opinię o innym piwie z tego browaru
:

środa, 3 marca 2010

Obołoń Biłe

kraj: Ukraina
browar: Obołoń
ekstrakt: 11,5%; alkohol: 4,8%; butelka 0,5 l
typ: jasne; rodzaj: pszeniczne, witbier; pasteryzowane
źródło: sklep Piwowar na Zamkowej,
cena: 4,30 PLN

Piwo z gatunku witbier wywodzi się z Belgii. Ze względu na charakterystyczną barwę, jest nazywane białym i jak można się domyśleć takie piwo uwarzyli ukraińscy piwowarzy. Obołoń Biłe (Оболонь Біле) jest mleczno-żółte i mętne, chociaż nie jest mętność znana z niemieckich pszeniczniaków. Nalewając je do szklanki udało mi się uzyskać piękną czapę piany. Była bielutka, gęsta i trwała. Z wolna zredukowała się do pół centymetra, a taki kożuch utrzymał się praktycznie do końca. Biłe pachniało bardzo słodko z delikatnymi akcentami cytrusowymi i czymś co ciężko mi było zidentyfikować, a prawdopodobnie była to ta kolendra. W smaku jest... dziwne. Inaczej nie umiem tego nazwać. Pierwsze co daj o sobie znać to smaczki ziołowe i dopiero później cytrusowe, pszenica zaś na bardzo dalekim planie, praktycznie niewyczuwalna. Pijąc, głównie czułem to, że było kwaśne i dziwnie cierpkie. Przypominało mi trochę w smaku ruskie szampany. Nie przesadzam. Pod koniec zrobiło się minimalnie słodsze, ale nadal nie był to "mój" smak. Wysycenie nienaganne i intensywne prawie do dna szklanki. Butelka utrzymana w stylu pozostałych produktów Obołonia, chociaż osobiście wydaje mi się z tej trójki co piłem najsłabsza.

Nie podeszło mi. Pijąc Biłe odnosiłem wrażenie, że przedobrzyli. Brakowało mi tutaj tego co tak lubię w piwie pszenicznym (bananowej słodyczy, goździków), a te ziołowe smaki, mimo iż z dodatkiem cytrusowej kwasowości, w ogóle nie trafiły w mój gust. Nie twierdzę, że to złe piwo. Nie odrzucało mnie, na Fast Food Eaters otrzymało 9/10 i myślę że swoim lekko egzotycznym smakiem znajdzie amatorów. Ja jednak na pewno więcej go nie kupię.

Przeczytaj opinię o innym piwie z tego browaru:

poniedziałek, 1 marca 2010

Kings Bräu Premium

kraj: Polska
browar: Van Pur
ekstrakt: nie podano; alkohol: 5,5%; butelka 0,5 l
typ: jasne; rodzaj: pilsner; pasteryzowane
źródło: hipermarket Intermarché,
cena: 1,99 PLN

Na początku lutego otworzono w Pabianicach hipermarket Intermarché. Wybrałem się tam jakiś czas temu i oczywiście sprawdziłem ofertę działu piwnego. Wśród polskich piw trafiłem na zielone butelki od Van Pura. Kings Bräu Premium nie wyróżnia się na tle pilsnerów z tego pułapu cenowego, ale dobrze schłodzony jest całkiem smaczny i nie ustępuje np. takiemu Goolmanowi z Perły.

Czuć w tym pilsie lekką goryczkę i delikatną metaliczność, która może nie wszystkim podejść. Jest dość wodnite, ale mocne wysycenie podbija smak i trwa do samego końca. Pachnie mocno chmielem, ale zaraz po otwarciu czuć ten typowy dla zielonej butelki zapaszek.Jest koloru szczerego złota i ładnie widać pracujące bąbelki. Niestety pod względem piany jest tutaj słabiutko. Z początku pieni się dość mocno, ale ta biała piana jest bardzo nietrwała i w dosłownie kilka sekund opada do zera! Wygląd butelki liczę na plus. Estetyczna i czytelnie zaprojektowana etykieta. Na sklepowej półce rzuca się w oczy.

Jak na piwo za mniej niż za dwa złote to mogę je śmiało polecić, ale nie są to żadne wyżyny smaku. Myślę, że na do filmu i chipsów można spokojnie je kupić i nie być zawiedzionym. To dobra alternatywa dla koncerniaków, pod którymi uginały się półki regałów Intermarche.

piątek, 26 lutego 2010

Obołoń Oksamitowe

kraj: Ukraina
browar: Obołoń
ekstrakt: 14%; alkohol: 5,3%; butelka 0,5 l
typ: ciemne; rodzaj: lager; pasteryzowane
źródło: sklep Piwowar na Zamkowej,
cena: 3,80 PLN

Dzisiaj będzie o piwie od naszych południowo-wschodnich sąsiadów, z Ukrainy (drugie w historii tego bloga). Znowu będzie to produkt od Obołonia. Oksamitowe (Оксамитове lub po polsku po prostu Aksamitne) to ciemny i ciekawy w smaku lager.

Piwo jest koloru kompotu z suszu, nie do końca przejrzyste i sprawia wrażenie burego i lekko brudnego. Piana niezbyt okazała, gruboziarnista z dziurami, koloru przybrudzonego ecru. Po nalaniu była na grubość palca, dość szybko opadła do cienkiego kożucha. Aksamitne pachniało intensywnie słodko i chyba nic ponad to. W smaku było na szczęście trochę bardziej złożone. Oczywiście w pierwszych łykach dominował słód, ale obecna była lekka goryczka i palenie, które staje się wyraźniejsze w posmaku. Jednak tym, którzy lubią piwa słodkie radzę się go wystrzegać. Z każdym łykiem piwo staje się bardziej goryczkowe i przyjemniejsze w obcowaniu (przynajmniej dla mnie), a pod koniec tych słodkich akcentów brak. Należałoby zaznaczyć, że Aksamitne, mimo iż smaczne, nie jest lekkim i orzeźwiającym piwem. Sprawia momentami wrażenie trochę przyciężkawego. Ludziom gustującym w lekkich lagerach może być trudno je wypić. Niemniej jednak warto po nie sięgnąć. Wysycenie jak dla mnie bardzo dobre. Z początku intensywne, nawet lekko drapiące, później tylko trochę łagodnieje.

Ukraińcy po raz kolejny zaserwowali świetnie wyglądający produkt. Butelka jest zielona z tłoczoną nazwą browaru. Szata obołońskiego piwa wygląda żywo i przyciąga wzrok. Bordowe tło ze złotymi dodatkami i do tego świetne liternictwo powodują że Obołoń Oksamitowe ma w coś szlachetnego. Opis i skład z kontry, poza dwoma zdaniami po polsku, w całości napisany cyrylicą, ale podano chociaż ekstrakt.

Nie jest to delicja, ale piło mi się je dobrze. To piwo kategorii "raz na jakiś czas" i pewnie nie raz je jeszcze kupię.

Przeczytaj opinię o innym piwie z tego browaru:

wtorek, 23 lutego 2010

Herbowe

kraj: Polska
browar: Koreb
ekstrakt: nie podano; alkohol: 6%; butelka 0,5 l
typ: ciemne; rodzaj: specjalne / aromatyzowane; pasteryzowane
źródło: sklep Piwowar na Zamkowej,
cena: 4,40 PLN

Piwo ciemne korzenne, takie z gatunku problematycznych przy klasyfikowaniu. Akurat mam tak, że lubię wiedzieć co piję, a przynależności gatunkowej jakoś w serwisach tematycznych nie odnalazłem. W składzie widnieją: woda, słód, chmieli i przyprawy korzenne, więc na chłopski rozum dam aromatyzowane. Jak ktoś się zna lepiej to niech mnie poprawi.

Herbowe to kolejny produkt z browaru w Łasku. Podchodziłem do niego bez specjalnego entuzjazmu, a się okazuje że niepotrzebnie, bo to napój bardzo smaczny, orzeźwiający i z tej trójki którą kupiłem wydaje mi się najlepszy, chociaż całkowicie różny od moich smakowych upodobań. Ale do rzeczy!

Herbowe ma herb... aciany kolor, a pod światło daje rubinowe refleksy. Piany praktycznie nie posiada. Próbowałem jakoś spienić, ale udało mi się uzyskać jedynie taką obwódkę jaką widać na zdjęciu. Pachniało dość intensywnie i słodko. Pierwsze co wyczułem to słód, później weszła druga słodycz, orzeźwiająca i owocowa. Gdzieś ponad tym wszystkim wydawało mi że czuje kawę i czekoladę (ze wskazaniem na tą drugą). Później ten owocowy aromat przybiera na sile i dominuje do samego końca. I jak nie przepadam za piwami aromatyzowanymi tak Herbowe mi bardzo smakowało. Jak można się spodziewać, jest słodkie, ale to przyjemne doznania, nawet dla kubków smakowych, które wolą goryczkowe piwo (takich jak moje). Na pierwszym planie czuć owocowe, wiśniowo, słodko-kwaśną orzeźwienie. Po kilku łykach dają o sobie delikatnie znać słód. Po kilku kolejnych znowu można poczuć owoce. Ich kwasowość wydaje się idealna. Łagodzi i rozbija słodycz, nadaje piwo lekkości nie pozwala się zasłodzić. Schłodziłem je dość dobrze i po całym dniu nauki porządnie mnie orzeźwiło. Jednak jest pewne "ale". Herbowe byłoby bardzo przyjemne w odbiorze gdyby nie jedna rzecz... wysycenie. Powiem szczerze, spodziewałem się tego, bo i w Łaskim, i w Mocnym, brakowało bąbelków. W Herbowym gaz ulatnia się po 10 minutach. Zmienia się praktycznie w sok. Aczkolwiek piłem ze sniftera, także może w tym należy dopatrywać się tak szybkiego wygazowania.

Opakowanie na pierwszy rzut oka znowu świetne. Tym razem w kolorach piaskowo-brązowych ze złoconymi dodatkami. Jednak przy dłuższym przyglądaniu się wychodzi, że ilustracja z Królem Jagiellończykiem i Kanclerzem Janem Łaskim wygląda niezbyt dobrze. To taki mały minus. Do niego należy dodać brak ekstraktu.

Wszystkim, którzy lubią piwa słodkie, bądź z owocowymi dodatkami Herbowe mogę spokojnie polecić. Mnie smakowało, chociaż nawet w "O mnie" zarzekam się, że za aromatyzowanymi wynalazkami nie przepadam, a brak gazu upodabnia je trochę do soku albo właśnie do kompotu. Trochę mało zachęcająca jest cena, bo 4,40 PLN to sporo, ale piwko wydaje mi się idealną alternatywą dla kobiet (i mężczyzn również), którzy nie przepadają za typowymi, piwnymi aromatami i smakami.

Przeczytaj opinię o innym piwie z tego browaru:

czwartek, 11 lutego 2010

Mocne

kraj: Polska
browar: Koreb
ekstrakt: nie podano; alkohol: 6,5%; butelka 0,5 l
typ: jasne; rodzaj: lager; pasteryzowane
źródło: sklep Piwowar na Zamkowej,
cena: 3,80 PLN

Dzisiaj opiszę kolejne piwo z Łasku, tym razem będzie to kolejnyy lager z ich portfolio, tyle że mocniejszy - piwo które nazwano zwyczajnie, bez udziwnień: Mocne. No cóż, w moim odczuciu jest gorzej niż w przypadku Łaskiego, którego już nie uważałem za specjalnie smaczne. Także do rzeczy.

Mocne jest koloru złota, ale wydaje mi się, że kolor jest jaśniejszy niż w Łaskim. Piana jest kiepska. Udało mi się uzyskać tylko to co widać na zdjęciu, ale nie minęła chwila, a i to zniknęło. Zapach był średnio przyjemny, niezachęcający, słodowy. I w przypadku tego produktu z Koreba okazało się to mylące, bo przynajmniej przez pierwsze kilka łyków piwo nie wydawało się w ogóle słodkie. Pierwsze co uderzyło to taka kwasowo-chmielowa nuta. I piło się to całkiem nieźle, ale później na pierwszy plan przebija się słód i ta chmielowość ustępuje całkowicie pola. Robi się znowu słodko, jak dla mnie zbyt słodko. Podobnie jak w przypadku Łaskiego i tym razem Korem poskąpił na przyzwoitym wysyceniu (a może takie właśnie mają być te tradycyjne piwa?). Przy pierwszych łykach jest jeszcze zauważalne, ale nawet nie doszedłem do połowy kufla, a miałem wrażenie że całkowicie wygazowało. Piwo zmienia się w jakiś ulepek i męczyłem się z nim jak cholera.

Butelka po raz kolejny wygląda bardzo fajnie. Etykieta utrzymana w stylistyce znanej mi z Łaskiego, ale tym razem zamiast ryciny jest zachód słońca nad morzem (nie wiem skąd to się wzięło, bo Łask leży praktycznie w centrum Polski... nawet jak chcę jechać nad Bałtyk to nie jadę przez Łask). Złota winorośl ładnie dopełnia te kolory. Jedyny minusy to brak podanego ekstraktu i to "ciasteczko" na etykiecie z szyjki. Design jest naprawdę dopracowany i cieszy oko.

Mocne smakowało mi tylko przez kilka pierwszych łyków i kończyłem je z przeświadczeniem, że te 3,80 PLN to zmarnowane pieniądze. Liczyłem, że tym razem będzie lepiej, a jest jeszcze gorzej. Także, z bólem serca - nie polecam. Szkoda również, że Koreb nie ma od dłuższego czasu strony internetowej, chętnie bym przeczytał coś więcej o ich wyrobach.

Przeczytaj opinię o innym piwie z tego browaru:

poniedziałek, 8 lutego 2010

Łaskie

kraj: Polska
browar: Koreb
ekstrakt: nie podano; alkohol: 5,2%; butelka 0,5 l
typ: jasne; rodzaj: lager; pasteryzowane
źródło: sklep Piwowar na Zamkowej,
cena: 3,60 PLN

Obiecałem produkty regionalne, tak też i będzie. Niedawno wzięło mnie na zapoznanie się, chociaż częściowo, z ofertą lokalnego browaru Koreb (do Łasku mam niecałe pół godziny samochodem), który szczyci się produkcją regionalnych piw tradycyjnych. A na pierwszy ogień poszło Łaskie.

Co wyróżnia produkty z Łasku na regałach z piwem to prezencja. Butelka Łaskiego ma etykietę na historyczno-bogato. Matowy papier, herbowy układ, wstęgi, gotyckie czcionki ze złotymi lamówkami, fragment ryciny bądź malowidła... nawet powycinane są nierówno. Kontra ze sporym opisem i ozdobnikami graficznymi, wzmianką, że składniki utrwalone są naturalnie, ale bez informacji o ekstrakcie (małe uchybienie). Jedynym minusem jest dla mnie krawatka na szyjce, która zupełnie nie pasuje do reszty, a to coś co ma przypominać pieczęć, wygląda jak czekoladowe ciasteczko. Mimo tego drobiazgu Łaskie wygląda świetnie i podczas konsumpcji można spokojnie poświęć kilka minut na oglądanie butelki.

A co do samego piwa... no cóż, jest ciut gorzej. Nalane do kufla prezentowało się dobrze. Klarowne, koloru ciemnozłotego z gęstą, drobna pianą o kremowej konsystencji. Czapa opadała powoli do poziomu pół centymetra i zdobiła szkło osiadając na ściankach. Zapach był dla mnie wyraźnie goryczkowy z jakimiś mineralno-kwasowymi akcentami, co jest dość mylące, bo piwo w smaku jest zupełnie inne. Bardziej słodowe, z nutkami chlebowymi i dopiero bardzo delikatnym dodatkiem goryczki w posmaku. Po pierwszych kilku łykach było jak dla mnie bardzo smaczne. Z każdym kolejnym wydawało mi się co raz bardziej słodowe, a pod koniec, kiedy już wyraźnie siadło wysycenie Łaskie robi się niestety nieciekawe i męczy. Przydałoby się więcej gazu. Od początku jest tutaj raczej delikatne i stonowane, i to nie przeszkadza zupełnie, ale gdy mamy 1/3 kufla, a bąbelków brak to z picia robi się męczarnia.

Spróbowałem i ostatecznie stwierdzam, że to piwo nie dla mnie. Możliwe, że idealnym rozwiązaniem byłaby butelka 0,33 litra, bo te pół litra, to tym razem za dużo. Łaskie, po bardzo dobrym, smacznym starcie zrobiło się na finiszu, przez tą swoją słodowość, mdłe. Szkoda, bo jako lokalny patriota liczyłem, że zagości u mnie częściej. Niemniej jednak, wydaje mi się, że znajdzie ono amatorów - tym którzy lubią słodkie piwa ten naturalny wyrób Koreba powinien wydać się interesujący.

Przeczytaj opinię o innym piwie z tego browaru:

środa, 3 lutego 2010

Velkopopovický Kozel 11° Medium

kraj: Czechy
browar: Velké Popovice
ekstrakt: 11%; alkohol: 4,6%; butelka 0,5 l
typ: jasne; rodzaj: lager; pasteryzowane
źródło: sklep Piwowar na Zamkowej,
cena: 3,30 PLN

Dzisiaj będzie znowu o koncerniaku, dla odmiany czeskim, ale obiecuję, że postaram się i kilka najbliższych wpisów poświęcę piwom regionalnym. Znowu miałem butelkę z koziołkiem, ale jakże inną od koźlaków opisanych w styczniu. Velkopopovický Kozel 11° Medium to typowy, lekki lager. Piwo było klarowne, koloru jasnozłotej słomki. Pieniło się nieźle, a byłoby jeszcze lepiej gdyby czapa utrzymała się dłużej niż przez dwie minuty. Piana była bieluśka, gęsta, drobna z dziurami. Zapach taki mocno stonowany, ale przyjemny. Pierwsze co to wyczułem lekkie uderzenie chmielu, ale poza tym już specjalnie niczego nie udało się wyniuchać. W smaku Kozel 11 jest bardzo przystępny. Słód i chmiel w odpowiednich, jak dla mnie proporcjach. Od pierwszego łyka daje o sobie znać goryczka, momentami czułem też jakieś minimalnie kwaśne akcenty. W drugiej połowie szklanki, kiedy ustępuje gaz (który do tej pory był bez zarzutów i uprzyjemniał mocno konsumpcje), piwo robi się w smaku wyraźniej wodnite, czego z początku nie było zupełnie czuć. I to jest mój główny zarzut wobec Kozela - że nie potrafi być do końca tak samo dobry jak z początku.

Na przyjemnie zielonej etykiecie widzimy takiego bardziej wyluzowanego kozła (nawet robi zimny łokieć). Różni się on od swojego starego wizerunku dość znacznie i moim zdaniem to zmiana na plus. Naprawdę mam jakąś słabość do tych zwierząt, bo po raz kolejny strasznie mi się on podoba. Na szyjce zrobione pod kolor sreberko, a na kontrze sporo informacji. Nie jest to mistrzostwo świata, ale wrażenia jak najbardziej na plus.

Kozel 11° Medium jest lekki i orzeźwiający, ale trochę ugłaskany i aż się prosi o jakieś mocniejsze chmielowe (bądź też słodowe) akcenty. Trochę też zawodzi pod koniec, ale jak na piwo koncernowe to myślę, że jest ok, a na pewno, o wiele lepiej niż w opisywanej dwa dni temu dziesiątce Kelta. Nie jest to żadna rewelacja, ale nie jest to na pewno źle wydane 3,30 PLN.

Przeczytaj opinię o innym piwie z tego browaru

poniedziałek, 1 lutego 2010

Kelt Výčapný

kraj: Słowacja
browar: Hurbanovo
ekstrakt: 10%; alkohol: 4,2%; butelka 0,5 l
typ: jasne; rodzaj: lager; pasteryzowane
źródło: sklep Piwowar na Zamkowej,
cena: 2,90 PLN

Kelt Výčapný to kolejna, raczej średnio smaczna, słowacka dziesiątka. W szklance prezentował się tak sobie. Kolor miał jasnej słomki i nie był zbyt dobrze odfiltrowany, pływało w nim niespodziewanie dużo farfocli. Piana hojna, biała, nieregularna, pełna była dziur i nietrwała. Nie tyle opadała co raczej zarywała się. Zostawiała pokaźne ślady na ściankach. Zapach rozczarowujący. Lekko chmielowy, ale raczej wodnity. W smaku też bez rewelacji. Jak to w dziesiątka, mało konkretna i wodnita. Ten Kelt był lekko goryczkowy, z jakimś bardziej stanowczym uwolnieniem tej goryczki w posmaku. Ogólnie jednak to nic specjalnego - takie okropnie neutralne. Kilka lat temu była to podobno najsmaczniejsza słowacka 10, teraz smakuje to mocno koncernowo. Sporym problemem Kelta było słabe wysycenie. Pod koniec było już praktycznie nie wyczuwalne, także aż nie chciało się tego pić.

Wygląd butelki bardzo poprawny, chociaż rozczarowałem się trochę, bo myślałem, że tak jak to w przypadku ich 12 będzie porcelanka zamiast kapsla. Etykieta kolorystycznie bardzo fajna i błyszcząca. Prosta i bez udziwnień - to się chwali. Na kontrze wszystko czytelnie tyle, że po słowacku, no i jest ekstrakt.

Tradycyjnie, jak to w przypadku wcześniej opisanych przeze mnie słowackich produktów (o kilku sprezentowanych mi piwach pisałem w lipcu 2009) - nie polecam. Za tą, niezbyt wygórowaną cenę, można dostać sporo lepszych (w każdym aspekcie) piw i nie męczyć się tym Keltem. Niemniej jednak w przyszłości chętnie wypiję ich 12 i stouta (który podobno jest całkiem udany).
Related Posts with Thumbnails