poniedziałek, 28 września 2009

Masuren Dunkel

kraj: Polska
browar: Kormoran
ekstrakt: nie podano; alkohol: 6,5%; butelka 0,33 l
typ: ciemne; rodzaj: lager; pasteryzowane
źródło: sklep Piwowar na Zamkowej,
cena: 2,55 PLN

Masuren Dunkel - całkiem smaczne, słodziutkie, ciemne piwko, po które prawdopodobnie w życiu już nigdy nie sięgnę. I wcale nie ze względu na fakt, że słodkie piwa to raczej nie moja bajka, bo lubuję się w takich mocno goryczkowych pachnących chmielem. Po prostu skład tego piwa przeraża. Na kontrze mamy wymienione cztery "E" (E950, E951, E952, E954), które służą do dosłodzenia tego piwa. Należałoby jeszcze dodać, że trzy z tych substancji są oznaczone jako podejrzane, a jedna jako szkodliwa. Dodatkowo mamy podany karmel jako barwnik (o co w ogóle chodzi?) i przeciwutleniacz E300. No po prostu jestem w szoku, jeszcze tak doprawionego piwa nie piłem (a może piłem tylko, że w przeciwieństwie do Kormorana tamte browary wstydziły się napisać). Jak już jesteśmy przy kontrze, to wypadałoby napisać o wyglądzie. Fajny kształt butelki został spieprzony strasznie pstrokatą etykietą, na której prawie wszystko po niemiecku (po polsku tylko słowo "browar"). Kolorystyka i grafika, jak dla mnie, nie do przyjęcia.

Tak jak pisałem na początku, Masuren Dunkel to smaczne piwo, które do tego nieźle się prezentuje w szklance. Po nalaniu raczy nas ładną, ponad centymetrową, białą, drobnoziarnistą pianą, która utrzymywała się niespodziewanie długo. Oko cieszy również ciemno-bordowa barwa, którą wzbogacają wiśniowe refleksy. Pachnie paleniem, które przebija się dość wyraźnie przez słód. Do tego dochodzi jeszcze lekko kawowy zapaszek. Pod tym względem naprawdę bardzo przyjemnie. W smaku otrzymujemy to czego mogliśmy się spodziewać. Jest bardzo słodkie. Poza tym nie wyczułem nic. Dzięki dobremu wysyceniu jest orzeźwiające i mimo, że się tego nie spodziewałem, smakowało mi. Mimo tych 6,5% nie czuć w nim alkoholu i jest raczej delikatne. Raczej już do niego nie wrócę, ale jeżeli ktoś się nie boi "E" to polecam. Będzie z pewnością smakowało amatorom słodkich piw.

Przeczytaj opinię o innym piwie z tego browaru:

środa, 23 września 2009

Primátor Stout

kraj: Czechy
browar: Náchod
ekstrakt: 12%; alkohol: 4,7%; butelka 0,5 l
typ: ciemne; rodzaj: stout; pasteryzowane
źródło: sklep Piwowar na Zamkowej,
cena: 4,10 PLN

Moje pierwsze "owsiane piwo". O co chodzi? Primátor Stout to piwo z gatunku Oatmeal, gdzie dodaje się owsa otrzymując ciekawy smak i aromat. Po nalaniu do szklanki od razu widać, że mamy do czynienia z porządnym stoutem. Kolor czarny, smolisty, pod światło nic nie przebija. Przyjemna odmiana od barwy polskich "stoutów". Dużo gorzej niestety z pianą. Możliwe, że zwyczajnie nie umiem lać tego typu piw, ale była naprawdę mało okazała, a po około 10 minutach całkowicie zniknęła. Po nalaniu była kremowa, przypominała taką z cappuccino, później w miarę znikania robiła się coraz bardziej biała. Z początku, w zapachu Primátor Stout jest za bardzo słodki, aż trochę mdły. Później to się zmienia. Nadal jest słodowy, ale wchodzi z dość mocnym uderzeniem palenia i pachnie pięknie. Ogólnie zapach jest dość mylący, bo spodziewałem się słodkiego piwa, a już w pierwszym łyku oczarowuje intensywna, mocna gorycz! W posmaku mocno wyczuwalne palenie, ale jednak ta goryczka całkowicie dominuje i utrzymuje się w ustach długo po ostatnim łyku. Ten stout ma również niepodważalną zaletę, jest cholernie orzeźwiający. Dodatkowy atut to idealne wysycenie. Takie akurat, powoduje, że picie tego piwa to prawdziwa przyjemność. Co do wyglądu butelki mam podobne zastrzeżenia co w przypadku Primátora Weizenbier. Jest trochę lepiej, ale nadal mi coś nie gra. Z pewnością browar Náchod ma u mnie olbrzymiego plusa, że swoim produktom daje srebro na szyjce - dla mnie to zawsze podnosi minimalnie rangę piwa.

Jestem raczej pewny, że nie wszystkim ten Primátor przypadnie do gustu, ale jak dla mnie to jeden z ciekawszych stoutów jakie miałem okazję pić. Przyjemny w smaku i zapachu, orzeźwiający, naprawdę warty spróbowania. Polecam.

Przeczytaj opinię o innym piwie z tego browaru:

Primátor Weizenbier

kraj: Czechy
browar: Náchod
ekstrakt: 12%; alkohol: 5%; butelka 0,5 l
typ: jasne; rodzaj: pszeniczne; pasteryzowane
źródło: sklep Piwowar na Zamkowej,
cena: 3,50 PLN

To moje drugie spotkanie z Primátorem Weizenbier i chyba tym razem ostatnie, przynajmniej na jakiś dłuższy czas. Ten pszeniczniak, przez wielu okrzyknięty jednym z najsmaczniejszych, dostępnych w Polsce, jest jak dla mnie bardzo średni i nie miałem specjalnej przyjemności w obcowaniu z nim. W szklance prezentuje się całkiem nieźle. Cieszy oko pomarańczowym kolorem, dobrą mętnością i pianą na dwa palce. Akurat w tym ostatnim nie jest to specjalny wyczyn dla piwa pszenicznego, ale trzeba przyznać, że później utrzymuje się ona praktycznie do samego końca, tak na poziomie jednego centymetra, a wiadomo, że nie wszystkie tego typu piwa mogą się tym pochwalić. Wywąchać z tego weizena można przede wszystkim słodycz, która jest bardzo intensywna i całkowicie dominuje nad owocowymi nutami. Smak jest jak dla mnie największym mankamentem Primátora Weizenbiera. Przede wszystkim wydaje się zbyt wodnite, i to odczuć można już od pierwszego łyka. Słodki, z nutami owocowymi (słodki banan i kwaśne cytrusy), ale w pewnym momencie zaczął mnie wybitnie męczyć swoim chemicznym posmakiem. Nagazowany bardzo dobre, z pewnością pociągnęło smak i wzbogaciło piwo. Wygląd butelki jakoś mi nie leży. Niby jest fajna kolorystyka na etykiecie i sreberko na szyjce, które zawsze mi się podoba, ale od Primátora bije sztuczność. Nie wiem czy to wykończenie czy układ, ale z pewnością nie jest to najpiękniejsza butelka jaką widziały moje oczy.

Primátor Weizenbier mógłby być naprawdę zacnym pszeniczniakiem i z pewnością bym się z nim zaprzyjaźnił, bo cena jest w porównaniu z innymi wielce konkurencyjna, ale niestety... obecność tej "chemii" w smaku mnie totalnie odrzuca. Czkało mi się tym przez cały wieczór. Czytając inne, pełne pochwał i komplementów, opinie w sieci można odnieść wrażenie, że wcześniej to piwo było naprawdę wspaniałe. Na szczęście zawsze można wrócić i się przyjemnie rozczarować, ale na tą chwilę jest wiele innych piw pszenicznych wartych skosztowania (czy po prostu picia), także tego Primatora odstawiam na jakiś dłuższy czas.

Przeczytaj opinię o innym piwie z tego browaru:

czwartek, 17 września 2009

Aecht Schlenkerla Rauchbier Weizen

kraj: Niemcy
browar: Schlenkerla
ekstrakt: 13,2%; alkohol: 5,2%; butelka 0,5 l
typ: ciemne; rodzaj: pszeniczne, rauchbier; pasteryzowane
źródło: sklep z piwami regionalnymi na ul. Pomorskiej w Łodzi,
cena: 5,80 PLN

Zacznijmy od tego, że przedwczoraj udało mi się zaliczyć ćwiczenia z którymi bujałem się od stycznia. Postanowiłem to uczcić jakimś wyjątkowym piwem i byłem naszykowany wydać pieniądze na jakiś angielski lub belgijski specjał. Niestety obsługa była totalnie niekumata i niekompetentna, więc zdałem się na głos intuicji i wziąłem piwo stojące po prostu na najwyższej półce. No i trafiłem dobrze, bo na niedrogie, a bardzo ciekawe i smaczne Aecht Schlenkerla Rauchbier Weizen. Jest to pszeniczniak z gatunku rauchbier. "Rauch" po niemiecku oznacza dym. Nazwa napoju wzięła się stąd, że słód jest suszony nad ogniem. Koniecznie musi palić się bukowe drewno, przez co piwo, do którego zostanie użyty słód, nabiera niepowtarzalnego aromatu... bukowego dymu! Rauchbier to gatunek wywodzące się z Frankonii (z miasta Babmberg), a tradycja warzenia sięga XVI wieku. Nie muszę dodawać, że nigdy wcześniej takiego piwa nie piłem, ale to właśnie w eksperymentowaniu jest najlepsze - co chwilę poznaje się nowe smaki!

Tyle wprowadzenia, teraz wrażenia z picia. Piwo nalane do szklanki ma piękny lekko brązowy kolor. Jeżeli miałbym go do czegoś porównywać to do kawy z małym mlekiem. Prezentowało się super, a korona pełnej, gęstej piany wyglądała przepięknie. Nie dość, że była idealna po nalaniu, to nie znikła nawet po pół godziny i utrzymywała się na poziomie ponad jednego centymetra. Na tą chwilę nie piłem piwa równie dobrze prezentującego się pod tym względem! Zapach przywiódł mi na myśl grill... ognisko... albo przede wszystkim bieszczadzki kominek, w którym jednego wieczora rozpaliłem i gdzie robiliśmy sobie kiełbaski. Paliłem właśnie bukowymi szczapami, więc i potrawy, i ubrania, pachniały właśnie jak ten weizen! Podejrzewam, że wielu może to odrzucić, ale mnie pachniało wybornie. A smak? Aecht Schlenkerla Rauchbier Weizen smakuje naprawdę niesamowicie. Jest to pszeniczniak całkowicie różny od tych które piłem do tej pory. Brak tu bananowej czy goździkowej nuty, chociaż pszeniczna słodyczy jest oczywiście obecna. Gdzieś tam nawet przebija się goryczka, ale to wszystko jest zdominowane tą "dymną duszą". To "uwędzone" piwo, mimo iż podczas picia przywodzi na myśl grillowane mięso i kiełbasę z ogniska, jest orzeźwiające. Posmak dymu zostaje w ustach na dość długo. Wysycenie jak dla mnie jednak zdecydowanie za mocne. Nauczony jestem pić weizeny dużymi łykami, ale w tym wypadku było to raczej niemożliwe. No ale nie można mieć wszystkiego, bo świetnie utrzymująca się pianę zawdzięczam właśnie tak mocnemu nagazowaniu. Co do wyglądu butelki to patrzę na nią i się uśmiecham. Browar Schlenkerla zafundował swojemu produktowi naprawdę ładne etykiety. Stylizowane na stary, postrzępiony dokument, z gotyckimi czcionkami i do tego ozdobione odbitą w laku pieczęcią. Butelka wygląda naprawdę fajnie i estetycznie, do tego etykieta zrobiona z głową. Całość oceniam bardzo dobrze.


Aecht Schlenkerla Rauchbier Weizen to pyszne i niesamowicie aromatyczne piwo, ale z pewnością ludziom, którzy piją tylko jasne i lekkie nie przypadnie do gustu. Po pierwsze weizen po drugie rauchbier. Myślę, że to może odstraszyć. Moja mama nawet nie chciała spróbować. Inna rzecz w tym, że nie wyobrażam sobie wypić jednego wieczoru więcej niż jedno takie piwo, czy nawet jakoś często do niego wracać. Ta wyjątkowość, te niesamowite smakowe doznania, sprawdzają się jedynie w przypadku jednej szklanki. Przy kolejnych byłoby chyba męczące, przynajmniej dla mnie.

Przeczytaj opinię o innym piwie z tego browaru:

poniedziałek, 14 września 2009

Książęce

kraj: Polska
browar: Tyskie
ekstrakt: 12%; alkohol: 5,7%; butelka 0,5 l
typ: jasne; rodzaj: pilsner; pasteryzowane
źródło: sklep monopolowy Juvena w Przemyślu
cena: 2,60 PLN

To już ostatnie piwo przywiezione z wakacyjnych wojaży. Książęce (wcześniej znane pod nazwą Tyskie Książęce) zobaczyłem po raz pierwszy w te wakacje, w jednym ze sklepów monopolowych obok rynku w Przemyślu. Wszedłem tam w poszukiwaniu jakiegoś regionalnego piwa, wyszedłem z "koncerniakiem", chociaż cholernie nietypowym, bo chyba nie do dostania w centralnej Polsce (nawet w dużych hipermarketach go nie ma). Generalnie jestem trochę zawiedziony. Spodziewałem się, że tak jak w przypadku Lecha Premium i Lecha Pilsa, produkt mniej znany okaże się smaczniejszy od tego promowanego. Początkowo Książęce sprawia rzeczywiście wrażenie ciekawszego od Tyskiego Gronie, ale ostatecznie ciężko mi stwierdzić czy takie jest naprawdę. Wyglądem butelki nie powala. Jest chyba gorzej niż w przypadku drugiego tyskiego piwa, nie mówiąc już o tym, że kiedyś Książęce wyglądało zdecydowanie lepiej. Piwo ma kolor jasnego złota (słomkowy, jak to sobie wczoraj przypomniałem) i piękną, bielutką pianę, która wygląda jak korona. Nie można mu niczego pod tym względem zarzucić - dobrze wyglądający jasny pils. Okazuje się, że również z zapachem jest okej. Jest bardzo delikatny. Wyczuć można trochę słodu, trochę chmielu, ale to wszystko w bardzo niewielkich ilościach. W pierwszych łykach mamy do czynienia z miłą i równie delikatną (a jak!) goryczką. Nie przebija się w ogóle słód. I mogłoby być super, ale im bliżej dna tym bardziej mi piwo mniej smaczne. Z każdym łykiem było coraz bardziej kwaśne, ta lekkuchna gorycz zostaje całkowicie przyćmiona. Także nawet w dobrym nagazowaniu tego piwa nie znajdzie się pociechy. Końcówka już porządnie męczyła.

Do niedawna Lecha Pilsa spotkać u mnie w mieście było praktycznie niemożliwe. Obecnie trafić można na niego w kilku miejscach. Jeżeli podobnie będzie z Książęcym, jeżeli wprowadzą je do sklepów i hipermarketów, to z pewnością kupię by przekonać się czy przypadkiem ta kwaśność nie była odosobnionym przypadkiem tego warzenia. Naprawdę, pierwsze łyki zapowiadały mi kapitalnego pilsa i z ciężkim sercem piszę, że ostatecznie mi to piwo nie smakowało.

Krušovice Mušketýr

kraj: Czechy
browar: Krušovice
ekstrakt: 10%; alkohol: 4,5%; butelka 0,5 l
typ: jasne; rodzaj: lager; pasteryzowane
źródło: import

W lipcu pisałem o Krušovice Imperial - prezencie z wakacji, który przywiozła mi mama. Dzisiaj będzie o piwku, które przywiozłem sobie ze swoich wakacji - będzie o Krušovice Mušketýr. Wizualnie '10' z Krušovic prezentuje się gorzej. Design zmieniono w tym roku, poszli w stronę która zupełnie mi się nie podoba. Nie dość, że jest brzydsze od Imperiala, to jest również brzydsze od tego co było przed rokiem. Pierwsze co rzuca się w oczy, to pozbycie się, tego charakterystycznego sreberka na szyjce. Wymienili również etykietę. Muszkieter wygląda zdecydowanie mniej dostojnie. Kolorystyka jakaś taka strasznie typowa, całkowicie straciła swoją wcześniejszą niepowtarzalność. Gdybym nie wiedział do jakich butelek wcześniej lano to piwo (zdjęcie starego designu wrzucam poniżej) pewnie nawet by mi się podobało, jednak teraz jestem na nie.

Na całe szczęście Krušovice Mušketýr to smaczne piwo. Pierwsze wrażenie po nalaniu do szklanki jak najbardziej na plus. Piękny kolor ciemnego złota, niby tylko 10 w ekstrakcie, a wygląda na więcej. Piana taka jak powinna być, utworzyła się ładna czapa, która chociaż później opadała coraz bardziej, to jednak cały czas tworzyła kilkumilimetrowy kożuch - naprawdę bardzo miłe zaskoczenie. Z zapachem jak dla mnie trochę gorzej. Ledwie wyczuwalne nuty chmielowe, a do tego przy pierwszym "niuchaniu" poczułem nieprzyjemną woń butwiejącego drewna - tak jednorazowo na szczęście. W smaku jest zdecydowanie lepiej. Pierwsze i nieprzemijające wrażenie to bardzo wyraźna goryczka. Z czasem wydaje się być bardziej delikatna, momentami już się jej nawet tak bardzo nie czuje, ale pierwsze kilka łyków to właśnie ta miła gorycz. W miarę ubywania płynu w szklance miałem wrażenie, że piwko jest trochę wodnite. Były też momenty, że Mušketýr przypominał mi Pilsnera Urquella, zdecydowanie delikatniejszego, ale gdzieś tam te piwa mają podobną nutę smakową. Wysycenie jak dla mnie do poprawienia. Było minimalnie za słabe, aż prosiło się o więcej bąbelków.

To jedna z najsmaczniejszych dziesiątek jakie piłem, piwo warte uwagi. Lekkie i orzeźwiające.
Mimo tych kilku uwag jest przyjemne w odbiorze i dobrze się je pije.


Przeczytaj opinię o innym piwie z tego browaru:

poniedziałek, 7 września 2009

Black Boss Porter

kraj: Polska
browar: BOSS Browar Witnica
ekstrakt: 18,1%; alkohol: 8,5%; butelka 0,5 l
typ: ciemne; rodzaj: porter bałtycki; pasteryzowane
źródło: sklep koło kościoła Miłosierdzia Bożego
cena: ponad 4 PLN

Czym jest dokładnie porter bałtycki można sobie przeczytać np. na Wikipedii lub na All About Beer. Na szybko tylko wyjaśnię, że porter angielski to piwo pochodzące z górnej fermentacji, natomiast porter bałtycki, który jest lany w kilku polskich browarach, jest gatunkiem o około 100 lat młodszym i wytwarza się go w fermentacji dolnej. Black Boss jest właśnie takim porterem bałtyckim produkowanym przez browar w Witnicy.

Nalany do szklanki Black Boss jest bardzo ciemny, jednak do smolistej czerni trochę mu brakuje. Gdy się na niego patrzy pod światło widać rubinowe refleksy. Ładny kolor. Zawiodła mnie niestety dość mocno piana. Po pierwsze wyobrażałem sobie jednak gruby, gęsty kożuch, po drugie myślałem że utrzyma się chociaż przez kilka minut (jak w stoutach). Było oczywiście odwrotnie - zniknęła chyba po niecałej minucie i nawet po nalaniu nie prezentowała się zbyt okazale. Najmocniejszą stroną Black Bossa jest jednak smak. Goryczkowy, z bardzo dominującym palonym słodem i lekkim, kwaśnym akcentem. To cholernie mocne piwo - 8,5%, ale alkohol nie przebija w żadnym momencie, nawet minimalnie. Wadą, jak dla mnie, jest nadmierne nagazowanie tego piwa. W pewnym momencie aż mnie zmęczyło. Tak sobie myślę, że właśnie stąd ten ledwie wyczuwalny kwaskowy posmak. Butelka wyglądałaby pewnie ładnie, ale ciężko mi to stwierdzić, gdyż etykieta była całkowicie zniszczona. Na pewno całość jest mądrze utrzymana w minimalistycznej konwencji i to wyróżnia to piwo na półkach, bo zawsze rzuca się w oczy.

Podsumowując: Black Boss to kopiące piwo o ciekawym, bogaty smaku, które niestety powoduje kaca (w moim przypadku po jednej butelce). Ale do niego wrócę! Tym razem notka niestety bez zdjęcia domowej roboty.

Przeczytaj opinię o innym piwie z tego browaru:

Racibor Pełne

kraj: Polska
browar: Racibórz
ekstrakt: 12,5%; alkohol: 5,7%; butelka 0,5 l
typ: jasne; rodzaj: pilsner; pasteryzowane
źródło: sklep koło kościoła Miłosierdzia Bożego
cena: 2,40 PLN

Zastanawiam się właściwie czemu wczoraj sięgnąłem po tego Racibora Pełnego. Sprzedawca spytany o niego odparł enigmatycznie: "Jest", butelkę zdobi jedna z najbardziej nieciekawych etykiet jakie można było znaleźć w sklepie, a z informacji jest tylko, że "jasne pełne" i procentowa zawartość alkoholu. Zacznę spisywać moje wrażenia właśnie od opakowania - Racibor wygląda kiepsko. Kolorystycznie groch z kapustą - czerwień jest inna na szyjce i etykiecie (tu nawet jeden z rogów różni się barwą od pozostałych), a złoto ma kolor wyschniętej trawy. Górna część to takie ordynarne beczki robione robione na kompie, a na dole natomiast jest podobizna Mistrza Kaufmanna (która mam wrażenie jest posklejana z różnych innych twarzy), wg którego oryginalnej receptury warzone jest piwo z Raciborza. Na szczęście smakuje lepiej niż się prezentuje na sklepowej półce.

Racibor Pełne to całkiem smaczne piwo o lekkim, słodowym smaku - na szczęście nie przesadzono z tym słodem. Niestety próżno doszukiwać się w nim chmielu, nawet w posmaku ciężko będzie go wyczuć. Brakuje trochę czegoś co łamałoby tą słodycz, ale przyznać muszę, że mimo tego pije się bez bólu. Z zapachem podobnie - słodowy, bardzo przyjemny. Nie można mu niczego zarzucić. Piana bielutka, bardzo ładna, utrzymywała się średnio długo. Nagazowanie jednak idealne, przyjemnie smyra w gardło do samego końca. Z pewnością Racibor Pełne znajdzie swoich zwolenników wśród ludzi lubiących słodsze pilsy, ja skuszę się chyba tylko na inne gatunki z raciborskiego browaru.

Przeczytaj opinię o innym piwie z tego browaru:

sobota, 5 września 2009

Fort

kraj: Polska
browar: prawdopodobnie Łomża, chociaż na puszcze napisano Royal Unibrew Polska, ale to w sumie jedno i to samo.
ekstrakt: 12,1%; alkohol: 6%; puszka 0,5 l
typ: jasne; rodzaj: pilsner; pasteryzowane
źródło: hipermarket Biedronka w Sanoku
cena: coś koło 2 PLN

Fort jest dość fajny, lekki i jak jest dobrze schłodzony, to jak na piwo z tego przedziału cenowego, jest naprawdę smaczne. Jednak ma też swoje wady, ale żeby na wstępie nie zniechęcać zacznę od zalet.

Trafiłem na niego w sanockiej Biedronce, wziąłem na spróbowanie i jestem z tego wyboru naprawdę zadowolony. Jak na piwo z puszki miał ten atut, że nie podjeżdżał w smaku aluminium. Nalany do szklanki cieszył oko ładną złotą barwą. Dobrze nagazowany, przy dobrym schłodzeniu był naprawdę orzeźwiający - po jednej z większych pieszych wędrówek, wypity wieczorem zamiast uśpić, postawił mnie na nogi. W smaku można wyczuć lekką goryczkę i słodowość, a przy tym coś co kojarzyło mi się z takim zbożowo - chlebowym posmaczkiem. Nie wiem o czym to świadczy, czy o technologii, recepturze, doborze składników, czy może o czymś zupełnie innym - jednak wyróżnia to smak Forta na tle innych piw puszkowych. W tej chwili, niestety muszę przejść do wady. Przede wszystkim to piwo śmierdzi, chociaż może to trochę za mocno powiedziane - po prostu nie pachnie ładnie. Nie czułem tego w Bieszczadach, bo tam po prostu je sobie piłem, czasem na trzy łyki, ale wczoraj, gdy otworzyłem sobie przywiezioną puszkę i jak "zaniuchałem" sobie to mnie odrzuciło. I nie jest to woń aluminium, alkoholu, kwaśnego czy popsutego piwa - to taka zapachowa, całkowicie nieciekawa mieszanka słodu i chmielu. Drugi, i raczej ostatni, minus to piana. Podczas nalewania do szklanki piwo strasznie się pieni, jednak gruboziarnista piana bardo szybko znika - pociecha w tym, że chociaż porządnie nagazowane jest.

Pochwały należą się również za estetyczną puszkę. Kolorystyka, układ, graficzka - wszystko na plus. Moim zdaniem to jedna z najładniejszych puszek jakie można znaleźć obecnie wśród piw z tego pułapu cenowego. Na pewno nie jest to piwo do degustowania, ale na jakieś biesiadowanie czy grilla myślę, że w sam raz.

Przeczytaj opinię o innym piwie z tego browaru:

Kiper Mocny

kraj: Polska
browar: Cornelius
ekstrakt: nie podano; alkohol: 7,5%; butelka 0,33 l
typ: jasne; rodzaj: pilsner; pasteryzowane
źródło: sklep spożywczy w Tyrawie Wołoskiej,
cena: chyba coś poniżej 2 PLN


Porządnie się Kiperem Mocnym rozczarowałem. Na dodatek wiozłem go przez pół Polski, przekonany, że w Pabianicach jest tylko w półlitrowych butelkach i jest to na dodatek inny Kiper Mocny - będę musiał to zweryfikować. Na etykiecie widnieje napis "Szlachetny smak goryczy", więc spodziewałem się takiego intensywnego uderzenia jak w przypadku Krakonoša, dodatkowo podbitego tym 7,5% alkoholu, ale niestety. To co nalałem sobie do kufla, aż wykrzywiało mnie swoją słodowością. Oprócz tej bijącej ze smaku i zapachu słodyczy niewiele można jeszcze o tym piwie powiedzieć. Na pewno nie wyczułem goryczki, nawet później w posmaku. Punkt mogę dać za brak woni i posmaku alkoholu (przy mocnych piwach jednak się to zdarza), ale niewielka to jednak pociecha. Jeżeli chodzi o pianę i wysycenie to jest po prostu licho. Śmiesznie mały kożuch bardzo szybko znika, podobnie zresztą jak bąbelki. Kiper Mocny jak dla mnie jedyną mocną stronę ma w etykiecie i kolorystyce. Estetyczna, z fajnie dobranymi barwami i dobrym wykorzystaniem złota wyróżnia to piwo wśród innych "bączków". Nie polecam.

Przeczytaj opinię o innym piwie z tego browaru:

czwartek, 3 września 2009

Krakonoš Světlý Ležák 12

kraj: Czechy
browar: Krakonoš
ekstrakt: 12%; alkohol: 5,1%; butelka 0,5 l
typ: jasne; rodzaj: lager; niepasteryzowane
źródło: import

Krakonoš 12 to suwenir, który przywiozłem sobie z wycieczki do czeskiego Skalnego Miasta, która miała miejsce, oczywiście, podczas XV Zjazdu Klubu Miłośników Grozy. Wybór w przygranicznym sklepie był naprawdę duży, ale z racji niewielkiej ilości gotówki wybrałem tylko dwa piwa, w tym to regionalne - wg przewodnika przysmak cieszący się olbrzymią popularnością również i po naszej stronie. Jasny Krakonoš jest jeszcze w wariancie 10, 11 i 14, browar podobno leje również ciemne.

Dwunastka jest naprawdę smaczna i potrafi uprzyjemnić wieczór. Barwa jest złocista, klarowna, a do tego ładnie pracujące bąbelki. Piana niestety dość szybko opadła, ale Duch Karkonoszy wynagrodził mi to zapachem, a przede wszystkim smakiem, który jest najmocniejszą stroną tego piwa. Krakonoš pachniał chmielowo z delikatnymi słodowymi nutami, a od pierwszego łyka atakował porządną goryczką - taką jaką lubię. Naprawdę zacne, o niebo lepsze od tego lanego Gambrinusa, którego miałem okazje popić do czeskiego smażonego sera podczas obiadu po wycieczce. Etykieta 12 nie powala, ale jest estetyczna. Dominuje biały kolor, obecny jest oczywiście dziadu z laską i kuflem, a w tle jakieś niemrawe górki. Dla ozdoby dołożono również kilka szyszek chmielu. Szczerze mówiąc, w sklepie bym po to piwo nie sięgnął. Jeżeli ktoś lubi intensywną goryczkę w piwie to musi koniecznie skosztować! Polecam!

I jeszcze mała ciekawostka. Przewodnik wycieczki opowiadając chwilę o trunkach które warto nabyć przy granicy wspomniał, jakoby Vaclav Havel, kilkadziesiąt lat temu, zmuszony do pracy w turnovskim browarze uczestniczył w produkcji tego pysznego trunku. Niestety nie wiem czy to prawda, ale można tym zabłysnąć w towarzystwie - pewnie i tak nikt tego nie będzie chciał sprawdzać.

Skalák Řezaný Letní Ležák

kraj: Czechy
browar: Pivovar Rohozec
ekstrakt: 11%; alkohol: 5%; butelka 0,5 l
typ: półciemne; rodzaj: lager; pasteryzowane
źródło: sklep spożywczy w Karpaczu,
cena: 3,30 PLN

Między 15, a 19 sierpnia byłem na XV zjeździe Klubu Miłośników Grozy, który tym razem odbył się w Karpaczu. Każdego wieczora grill, piwo i biesiada do późnych godzin nocnych. Drugiego dnia, podczas robienia zaopatrzenia w pobliskim spożywczaku wypatrzyłem trzy pudełka, jak się okazało z czeskimi piwami z browaru Rohozec. Zakupiłem po jednym z każdego. Były to Skalák Světlý Ležák, Skalák Světlý Ležák Premium i Skalák Řezaný Letní Ležák, ale dzisiaj będę rozpisywał się tylko na temat tego trzeciego. Dwa pierwsze to dość smaczne jasne piwka, chociaż nie zrobiły na mnie jakiegoś specjalnego wrażenia. Jeżeli kiedyś trafi się okazja to pewnie o nich napiszę. Natomiast Skalák Řezaný Letní Ležák to dla mnie taki mały ewenement, bo po raz pierwszy miałem okazję pić tak zwane piwo "rżnięte", czyli piwo jasne zmieszane z piwem ciemnym i co ciekawe, piłem nie mając o tym bladego pojęcia (podejrzewam, że nie pierwszy i ostatni raz tak będę mieć) - nie będąc zaznajomiony z terminem "řezaný" sądziłem, że mam do czynienia z jakimś dziwnym, ciemnym lagerem. Browar z Turnova leje to piwo jeszcze pod dwoma aliasami Skalák Řezaný Jarní Ležák i Skalák Řezaný Zimní Ležák, prawdopodobnie zależnie od pory roku, ale to już naprawdę mało istotne. A więc, do rzeczy!


Po nalaniu do szklanki zostałem zaskoczony pięknym, szlachetnym ciemno-brązowym kolorem. Spodziewałem się czegoś jasnego, a tu dostałem śliczne, półciemne z wiśniowymi refleksami. Piana średnia, z drobnymi i dużymi pęcherzykami. Taka jaką widać na zdjęciu niestety utrzymywała się może ze dwie minuty, po czym ostała się jedynie delikatna obwódka. Zapach mnie, szczerze mówiąc, nie powalił. Z jednej strony pozbawiony był typowych, a raczej dobrze mi znanych, przykrych dla piwa zapachów (np. nie czuć było alkoholu czy kwaśnego piwa), a z drugiej... wyczuwałem "końcówką" nosa jakiś nieprzyjemną woń. Podobno jest to znamienne dla czeskich piw rezanych (i chociaż Skalák, w moim odczuciu, do końca nim nie jest (jednolity kolor), ale przyjmuję to do wiadomości). No i chyba najważniejsze - smakowało mi! Po pierwszych łykach naprawdę trudno było to określić, ale w pewnym momencie doszła do mnie dość intensywna goryczka, którą łamał momentami słód. To jedno z tych piw, które smakują z każdym łykiem coraz bardziej. Mnie osobiście trochę zawiodło wysycenie - mogłoby smyrać zdecydowanie bardziej, ale w ogólnym rozrachunku było zadowalające. Oprawę graficzną oceniłbym naprawdę nisko, ale że przednią etykietę zdobiła półnaga niewiasta, to nie mogę wypowiedzieć się inaczej niż tylko pochlebstwami. A tak serio - to pierwsze piwo z dziewczyną jakie widzę, wzbudziło spory entuzjazm i serio mi się to podoba. Pewnie dla niektórych to tanie, ale ja się na taką taniochę łapię. Podsumowując: Skalák Řezaný to naprawdę fajne piwo, warte kupna i spróbowania. Mnie zachęcił do dalszych "eksperymentów" z piwem "rżniętym" (które podobno w Czechach jest bardzo popularne). Polecam skosztować.
Related Posts with Thumbnails