wtorek, 21 czerwca 2011

Velkopopovický Kozel Světlý

kraj: Czechy
browar: Plzeňský Prazdroj lub Velké Popovice
ekstrakt: 10%; alkohol: 4,0%; butelka 0,5 l
typ: jasne; rodzaj: lager; pasteryzowane
źródło: sklep koło kościoła Miłosierdzia Bożego,
cena: 3,50 PLN

Kozel Světlý to czeska koncernowa dziesiątka. I mimo, że jestem do dziesiątek lekko zrażony to nie ma co ukrywać - ta mi podeszła.

Ten Kozel ma kolor jasnego złota i wydaje mi się, że jest to barwa dość mocna jak na taki ekstrakt. Co więcej, wydaje mi się, że opisywana półtora roku temu jedenastka miała jaśniejszą barwę. Piana bielutka, średnio obfita, składa się ze średnich pęcherzyków i dużych bąbli. Opada lawinowo w kilka sekund i redukuje do zera w mniej niż pięć minut. Bida. Piwo natomiast pachnie dość apetycznie. Słodowo-chmielowy, lekki i orzeźwiający zapaszek. W smaku jest bardzo poprawnie. Mamy lekko zaznaczony słód, wyraźną goryczkę. Piwo lekkie, orzeźwiające z dość mocnym wysyceniem i takim charakterystycznym goryczkowym posmakiem. Poza tym, mimo niższego ekstraktu nie czułem tej "wodnitości" jak w przypadku Kozela Medium.

Butelka z przyjemnymi etykietami. Kozel Světlý, w przeciwieństwie do trzech innych Kozeli, jest pozbawiony sreberka na szyjce, co jest normą przy czeskich dziesiątkach. Najbardziej w oczy rzuca się oczywiście koziołek - sympatyczna bestia. Jasne tło, stylizowane na deski wygląda fajnie. Jeżeli dodamy do tego nieźle skrojone czcionki otrzymujemy naprawdę fajną butelkę. Kontrę zdobi fragment ryciny jakiegoś sielskiego widoczku. Całość zamyka dedykowany kapsel.

Przyjemna dziesiątka, która jak sądzę dobrze orzeźwi po ciężki dniu pracy. Jednakże niewarta tych 3,50 zł, które za nią zapłaciłem. Gdybym miał możliwość kupienia jej w Czechach, w "czeskiej" cenie to pewnie bym się skusił.

Przeczytaj opinię o innym piwie z tego browaru:

niedziela, 19 czerwca 2011

Slow Lime

kraj: Polska
browar: Witnica
ekstrakt: nie podano; alkohol: 4,2%; butelka 0,5 l
typ: jasne; rodzaj: specjalne / aromatyzowane; niepasteryzowane
źródło: delikatesy Piotr i Paweł,
cena: ok. 3,99 PLN

Szczerze mówiąc mam trochę dość piw smakowych, ale podejrzewam, że póki mamy względne ciepło na dworze i upały w perspektywie, to będę coś ciągle próbował i opisywał. Jak ktoś takie rzeczy lubi to bez sensu żeby się orzeźwiał i przy okazji truł jakąś koncernową podlizną. Także dzisiaj piszę o kolejnym aromatyzowanym piwie - jasne, niepasteryzowane Slow lime z Browaru Witnica.


Slow lime jest koloru jasnej słomki. Na kontrze ostrzegają o osadzie, ale moje było krystalicznie czyste. Piana po nalaniu tworzy całkiem ładną, białą czapę składającą się ze średnich pęcherzyków. Powoli opada, osiada na szkle, ale o dziwo jest dość trwała. Utrzymuje się w postaci cienkiej warstwy praktycznie do końca. Zapach jednak nie trafia do mnie. Pachnie owocowo... limonkowo-cytrynowo. Kojarzy mi się to z jakimś kwaśnym napojem gazowany, których staram się unikać jak ognia. W smaku jest natomiast zaskakująco przyjemne i ten pierwszy łyk w moim przypadku był nielichym zaskoczeniem. Spodziewałem się czegoś chemicznego, a smak wydawał mi się... no naturalny. Każdy łyk z początku wydaje się kwaskowy, ale na szczęście to nie dominuje, udało się to przełamać. Czuć, że słodowa podbudowa komponuje się ze słodko-kwaśnym smakiem cytryny i chmielem. Efekt psuje moim zdaniem trochę mdła goryczka, ale w ustach zostaje bardzo przyjemny smak cytryny. Ogólnie ciężko coś złego o Slow lime powiedzieć. Jest lekkie, ale nie nazwałbym go wodnitym i świetnie orzeźwia. Jest porządnie nagazowane.

Zastanawiam się czy to "slow" w nazwie ma nawiązywać do ruchu slow food i ma przełamać stereotyp, że piwa aromatyzowane to chemiczne potworki. Jeżeli tak miało być to Witnica powinna postarać się o porządnie wypisany skład na kontrze. Lakoniczne "zawiera słód jęczmienny i aromaty" szczerze mówiąc trochę zniechęca. A co do wyglądu. Butelkę mamy bezzwrotną, z gołym kapslem i typowymi jak dla Witnicy etykietami. Ładna kolorystyka i układ, dobra czcionka (chociaż nie rozumiem do końca czemu "lime" mamy z małej). Gdyby nie logo browaru to powiedziałbym, że jest bardzo ładna.

Nie będę ściemniać, Slow lime to piwo-lemoniada, ale jest smaczne. Nie za kwaśne, nie za słodkie. Wydaje się idealne do ochłody w gorący dzień.

Przeczytaj opinię o innym piwie z tego browaru:

wtorek, 7 czerwca 2011

Magnus Wiśniowy

kraj: Polska
browar: Jagiełło
ekstrakt: 14,2%; alkohol: 6%;
butelka 0,33 l
typ: ciemne; rodzaj: specjalne / aromatyzowane; pasteryzowane
źródło: sklep koło kościoła Miłosierdzia Bożego,
cena: 2,70 PLN 

Ofensywy smakowych piw z Jagiełły ciąg dalszy. Dzisiaj Magnus Wiśniowy.

Piwo jest klarowne, koloru ciemnobrązowego, pod światło bordowo-rubinowe. Chyba najjaśniejsze ze smakowych Magnusów. Piana raczej słaba. Beżowa, nieregularnej struktury, nietrwała, ze skłonnościami do dziur. Redukuje się do obwódki. Zapach bardzo przyjemny, słodko-kwaśny, wiśniowy z dodatkiem czegoś co osobiście kojarzy mi się z czekoladą deserową. Nie wyczułem typowych, piwnych aromatów. W smaku jest przyjemnie słodkie. Podobnie jak w przypadku zapachu, mamy tutaj słodko-kwaśną (z przewagą słodyczy) wiśnię z dodatkiem deserowej czekolady i ulotnego aromatu palenia. Po każdym łyku, w posmaku utrzymuje się wiśniowy, lekko cierpki smak. Wysycenie od początku nie jest specjalnie mocne, a już wyraźnie słabnie w końcówce.

Wygląd butelki... w przypadku Magnusa Wiśniowego możemy mówić o najładniejszej w serii. Gdyby nie prążkowana górna jej część można byłoby ją nazwać ładną. Serio. Reszta zastrzeżeń bez zmian: krzywo naklejone etykiet, butelka pobrudzona klejem, uboga kontra, brak składu. 

Magnus Wiśniowy jest przyjemnym piwem, spodoba się miłośnikom słodkich, smakowych ciemniaków. Z tym, że odradzam go pić przy obecnej pogodzie. Jego mocna słodycz nie orzeźwi, a raczej zamuli.

sobota, 4 czerwca 2011

Zawiercie Bursztynowe



kraj: Polska
browar: Browar na Jurze
ekstrakt: 13,1%; alkohol: 5,6%; butelka 0,5 l
typ: półciemne; rodzaj: ale; pasteryzowane
źródło: sklep Piwowar na Reymonta,
cena: 4,30 PLN

Wszyscy ostatnio piszą, bądź mówią, o piwach Pinty, których jeszcze nie miałem okazji spróbować i po cichu obawiam się, że ich nie spróbuję. Na Experiment Beer mnie natomiast, o piwie też warzonym w Browarze na Jurze, ale już w stu procentach ichnim. Zawiercie Bursztynowe, bo o nim będę pisać, to jedno z czterech piw spod nazwy Zawiercie (są jeszcze: Jasne Pełne, Miodowe i Czekoladowe). Jest to również jedno z niewielu warzonych w Polsce piw górnej fermentacji. Pod "bursztynową" nazwą kryje mocno goryczkowy bitter, a nie jak można się spodziewać słodkawy ulepek dla osób nieprzepadających za piwem.
Piwo jest koloru ciemnego bursztyny, herbaty... pod światło widać miedziane refleksy. Piwo jest lekko oleiste, klarowne. Z pianą tutaj raczej średnio. Po nalaniu tak na trochę więcej niż palec. Jest lekko przybrudzona... szara albo wpadająca w ecru, składa się z drobnych i średnich pęcherzyków. Redukuje się do obwódki. Oblepia szkło. Zawiercie Bursztynowe pachniało mi słodowo, lekko karmelem i drożdżami. Dało się też wyczuć ulotne nuty chmielowe. Owoców, o których pisali koledzy-blogerzy, niestety wyczułem. W smaku, najprościej rzecz ujmując, przepyszne! Dawno pierwszy łyk i spłukująca gardło wytrawna goryczka nie wzbudziła u mnie takiego entuzjazmu. Jest ona tutaj o wiele bardziej złożona i cięższa niż w przeciętnym lagerze. Można powiedzieć, że lekko korzenna, torfowa. Uwalnia swoje dodatkowe atuty w posmaku i jest po prostu wyborna! A to wszystko na słodowej podbudowie z wyczuwalnymi karmelowymi i lekko kwaśnymi nutami. Wysycenie raczej słabe - lekko drapie, nie przeszkadza. 

Wygląd butelki nie wzbudza niestety mojego entuzjazmu. Na szyjce mamy dość ciekawą etykietę. W kształcie litery V z przyjemnie wykonaną wstęgą z napisem "Naturalne" i kuflem - stylowo podchodziło mi to pod podręczniki RPG do jakiegoś fantasy. To mi się akurat podoba. Natomiast duża etykieta to taka lekka wioska. Górna jej część to rysunek karczmy (a dokładnie jest to "Karczma u Stacha"), też w podobnym stylu co ten kufelek na krawatce, ale wykonana słabiej. Ale to nadal nie jest złe. Zła jest cała reszta. Tło w kolorze starego papieru, ciemno-bura kolorystyka i chociaż zdaję sobie sprawę czego chcieli dokonać, to nie uważam że to do końca wyszło. Dolna część to jasny, mleczny bursztyn, który wygląda jak kartofel i który w ogóle nie ma nic wspólnego z piwem. Jest też stempel "Piwo z Jury" (tego się nie czepiam) i moim zdaniem źle dobrane czcionki. Całość taka bura, nijaka i nieprzyciągająca wzroku. Szkoda. Na kontrze komplet informacji, również o tym, że mamy do czynienia z górną fermentacją. W ogóle mamy opis piwa co jest dla mnie super sprawą. Przyczepić się jeszcze muszę nazwy... po kiego grzyba to "Bursztynowe"? Tak jak zauważył Kopyr, dlaczego nie pokusili się o zaznaczenie w jaki stylu to uwarzyli? Można szukać analogii, że i bursztyn, i Bursztynowe to skarb Polski, ale to naprawdę naciągane. Ktoś to rzuci okiem na to butelkę w sklepie i przypadkiem nie zapyta się "A co to jest?", w życiu nie domyśli się z czym miałby do czynienia. Gdybym nie wrócił kilka dni temu, do wpisu na którymś z piwnych blogów, na bank bym je przegapił!

Zawiercie Bursztynowe to piwo dla ludzi lubiących cięższe, goryczkowe piwa. Nie mam doświadczenia z bitterami, ale uwielbiam piotrkowskie Ale Ale, i uwielbiam też Zawiercie Bursztynowe. To miłość od pierwszego łyka! Piwo warte pieniędzy które za nie zapłaciłem (kocham Piwowara za takie ceny). Jeżeli do tej pory je omijaliście, obawialiście się go, bądź o nim nie słyszeliście, to teraz jest pora by go próbować. Koniecznie!

czwartek, 2 czerwca 2011

Perlenbacher Premium Pils

kraj: Niemcy
browar: Mauritius Brauerei
ekstrakt: 11,2%; alkohol: 4,9%; butelka 0,5 l
typ: jasne; rodzaj: pilsner; pasteryzowane
źródło: hipermarket Lidl,
cena: 2,19 PLN

Kilka osób powiedziało mi, żebym przy okazji wizyty w Lidlu zaopatrzył się w ich sztandarowy piwny produkt - Perlenbachera Premium Pilsa. Również na dwóch zaprzyjaźnionych blogach (klik, klik) zostało to piwo dość pozytywnie ocenione, także dzisiaj znalazło się w mojej lodówce, a później w szklance.

Perlenbacher to niemiecka jedenastka w kolorze bardzo jasnej słomki. Ma ładną, białą pianę. Tworzy się z drobnych i średnich pęcherzyków i ma sporą tendencję do dziur, ale utrzymuje się niesłychanie długo. Sama czapa opada w trzy minuty, ale zostaje kilkumilimetrowa warstewka, która jest na piwie do samego końca, częściowo także zostając na szkle. Piwo pachnie chmielem. Nie jest to specjalnie urokliwy aromat, ale jest w nim coś orzeźwiającego. W smaku... no cóż... nie powala, ale jeżeli spojrzymy na cenę - 2,19 zł - to ciężko wybrzydzać. Piwo jest niesłychanie lekkie. Dominują smaki mineralno-kwasowo-chmielowe, jest lekka goryczka. Mało treściwe i wodnite, ale to świetnie maskuje bardzo mocne wysycenie, które dodatkowo podbija smak.

Perlenbacher sprzedawany jest w wysokiej, wąskiej, bezzwrotnej butelce. Na dodatek dedykowanej i gwintowanej. Na etykietach dominuje biel i złoto, ale sprawiają raczej wrażenie skromnych. Są utrzymane w typowej dla Niemców prostocie. Jedynym ozdobnikiem jest herb (znajduje się on również na kapslu).  Kontra w ośmiu językach, jest tam wszystko co chcielibyśmy przeczytać. Sądzę, że spokojnie można ją postawić jako taki niedościgniony wzór dla polskich tanich koncerniaków.

Perlenbacher Premium Pils to fajne piwo z tego segmentu cenowego. Mało ma tam równie dobrych konkurentów i chociaż nie jest to nic specjalnego, to pije się bez bólu i zostawia po sobie dobre wrażenie. Także jeżeli przed jakimś grillem doskwiera brak gotówki dobrym wyjściem jest wycieczka do najbliższego Lidla po tego pilsa.
Related Posts with Thumbnails