sobota, 17 kwietnia 2010

Cornelius Honig Weizen

kraj: Polska
browar: Cornelius
ekstrakt: 12,5%; alkohol: 5,0%; butelka 0,5 l
typ: jasne; rodzaj: specjalne / aromatyzowane, miodowe, pszeniczne; pasteryzowane
źródło: sklep koło kościoła Miłosierdzia Bożego,
cena: 4,20 PLN

Jestem jednym z tych dziwaków, którzy nie przepadają za miodem. Podczas zakupów omijam też szerokim łukiem wszystkie piwa miodowe, które w ciągu ostatnich 2 lat powyrastały niczym grzyby po deszczu. Z tym, że od czasu do czasu ich próbuję... i tak skusiłem się właśnie na Cornelius Honig Weizen z browaru Sulimar - producenta mojego ulubionego pszeniczniaka.

Oczywiści na zdjęciu tego za dobrze nie widać, ale piwo miało jasno żółty kolor. Było jaśniejsze i chyba również mniej mętne niż typowy hefe weizen hell. Piana po nalaniu, taka trochę na ponad palec. Była gęsta, bielutka i nietrwała. W ciągu 2 minuty zredukowała się do śmiesznie cienkiej obwódki i pawie zerowego kożuszka. Honig pachniał słodko... jakżeby inaczej miało pachnieć piwo z miodem w składzie? Czuć delikatnie pszeniczne nuty, ale miód jest na pierwszym planie. Z tym aromaty były słabsze niż się spodziewałem. Smak Honiga mnie nie powalił. Z każdym kolejnym łykiem wydawał mi się bardziej miodowy niż pszeniczny, a lekko kwasowe nuty, które były obecne na początku, pod koniec zostały całkowicie zdominowane przez te miodowe. Autentycznie nie chciało mi się tego piwa kończyć. Dołożyło się do tego jeszcze słabe wysycenie.

Butelka typowa dla piw spod szyldu Corneliusa, natomiast etykieta odstaje od tych, z którymi do tej pory miałem przyjemność. Czcionki i kolory wyglądają jakby wyciągnięte prosto z gazetek reklamowych. W ogóle nie moje klimaty. Z tyłu przyzwoity opis i komplet informacji - tutaj jak zawsze plus dla Sulimaru.

Pierwsze co rzuca się w oczy to "HONIG" na etykiecie, gdzieś tam pod spodem, o połowę mniejszą czcionką jest "weizen". I mniej więcej tak jest z tym piwem. Główną rolę gra tu miód, gdzieś tam daleko w tle jest ślad pszenicy. Osobiście jestem rozczarowany, bo jak wielokrotnie, w różnych miejscach pisałem Cornelius leje moją ulubioną, polską pszenicę. Raczej na pewno tego więcej nie kupię, ale nie odradzam... szczególnie tym, którzy pijają piwa miodowe i lubują się w tych smakach.

Przeczytaj opinię o innym piwie z tego browaru:

piątek, 16 kwietnia 2010

Aecht Schlenkerla Rauchbier Märzen

kraj: Niemcy
browar: Schlenkerla
ekstrakt: 13,2%; alkohol: 5,1%; butelka 0,5 l
typ: półciemne; rodzaj: marcowe, rauchbier; pasteryzowane
źródło: sklep z piwami regionalnymi "Zofmar" na ul. Pomorskiej w Łodzi,
cena: 5,80 PLN

Przyszedł czas na kolejne "wędzone" (bądź jak kto woli "dymione") piwo. Czym jest rauchbier pisałem pokrótce, przy okazji pszeniczniaka z browaru Schlenkerla, także dzisiaj od razu do konkretów. Nie wiem na ile Aecht Schlenkerla Rauchbier Märzen jest piwem marcowym, ale jego dymioną duszę trudno podważyć.

Piana jest imponująca. Beżowa, zwarta drobno pęcherzykowa. Nalałem z ładną czapą i tak jak w przypadku pszenicy, opadała ona bardzo powoli... tak do poł centymetra i na takim poziomie jest obecna do końca. Osiadała się na ściankach. Piwo jest ciemne, koloru kompotu z suszu... pod światło jasno brązowe, klarowne. Pachnie naprawdę przyjemnie... tym kominkowym dymem, który przynosi wspomnienia z wakacyjnego pobytu w Bieszczadach oraz suszoną śliwką. W smaku spodziewałem się czegoś innego. Wiem, że Złoty Smok z Fortuny nie jest najlepszym przedstawicielem marcowego stylu, ale liczyłem że ten rauchbier będzie taką wypadkową jego i dymionego weizena. A jest inny... lżejszy i do tego goryczkowy. Wydaje się przystępniejszy. Czuć na każdym planie dym, ale nie jest to tak mocne doznanie, jak w przypadku wspominanego cały czas weizena. Jak dla mnie było trochę zbyt stonowane i trochę mało przekonujące. Z tym, że wyobrażam sobie, że mógłbym go wypić więcej niż jedną butelkę. Wysycenie średnio intensywne. Nienachalne, lekko drapie w gardło, dość dobrze podbija smak.

Akurat trafiłem na butelkę która była cała upieprzona klejem. Po prostu nim ociekała i wyglądała obrzydliwie. Co do etykiet... Brązowy kolor tła daje wrażenie, że przylepiono właśnie takie stare, pożółkłe i postrzępione. Z tym, że w Aecht Schlenkerla Rauchbier Weizen zieleń cieszyła oko i momentalnie przyciągała wzrok. Tutaj całość sprawia wrażenia burego i nieciekawego. Także wygląd Märzena oceniam gorzej.

Piło mi się tego rauchbiera dobrze i skłamałbym gdybym powiedział, że mi nie smakował. Tak jak pisałem... myślę, że spokojnie wypiłbym kolejne dwie butelki (gdyby cena pozwoliłaby mi na to) i się nim nie zmęczył. Czuć ten, przywodzący miłe wspomnienia dym, ale tym razem ominęły mnie smakowe rewelacje. Niemniej jednak warto spróbować.

Przeczytaj opinię o innym piwie z tego browaru:

wtorek, 13 kwietnia 2010

Gulden Draak


kraj: Belgia
browar: Van Steenberge
ekstrakt: 23%; alkohol: 10,5%; butelka 0,33 l
typ: półciemne; rodzaj: ale; pasteryzowane
źródło: prezent

W końcu mogę pić piwo, także wracam do próbowania i tym samym regularnych wpisów. Na pierwszy "rzut" poszedł jeden z gwiazdkowych prezentów - belgijskie mocne ale Gulden Draak, z browaru Van Steenberge. Piwo swoją nazwę zawdzięcza złotej rzeźbie smoka, która znajduje się na dzwonnicy w Gandawie (a jej reprodukcja zdobi etykietę). To ale powaliło mnie swoim smakiem. To prawdopodobnie najsmaczniejsze ciemne piwo jakie w życiu piłem (a to dopiero drugie belgijskie piwo jakie piję). Nie przesadzam!

Skoro wspomniałem o etykiecie to zacznę od butelki. Na zdjęciu widać, że jest to jakiś nietypowy biały bączek, ale przy bliższym kontakcie przekonać się można, że to nie jakiegoś rodzaju kamionka, ale szklana, brązowa butelka obciągnięta jakiegoś rodzaju tworzywem. Zrobiono to naprawdę starannie i bez bliższych oględzin ciężko to zauważyć. Wygląda to ładnie i ciekawie, i jak rozumiem ma to zapobiec przedostawaniu się promieni UV. Etykieta wydaje się dosyć prosta, chociaż nie wygląda na ubogą. Czerń ze złotem i nazwa wypisana czerwoną czcionką - bez zbędnych udziwnień i dziesiątek pierdół, kontrastuje z bielą bączka, rzuca się od razu w oczy. Na kontrze za to chaos. Pięć języków, a informacji tyle co kot napłakał - ze składu jest tylko wymieniony słód jęczmienny, nie podano również ekstraktu (jest za to adres strony internetowej i tam można już przeczytać znacznie więcej). Kapsel czarny, ze złotą obwódką i identycznym co na etykiecie smokiem - całkiem ładny.

Gulden Draak raczej nie urzekł mnie swoja barwą. Po przelaniu do szkła (starałem się chociaż minimalnie dobrać kielich podobny do tego z zestawu) raczył mnie ciemno-bordowym kolorem, który pod światło wchodził trochę w rubin. Wydawał się trochę "brudny", może z racji tego, że nie był do końca przejrzysty. Ciężko mi jednak ocenić jego klarowność... na pewno nie był mętny. Nalałem z bardzo przyzwoitą czapą piany. Była gęstą, drobną, koloru ecru. Malała powoli. Zredukowała się do grubej obwódki i porządnego kożuszka i została taka bardzo długo. Osiadała trochę na ściankach i co ciekawe, po wypiciu zostało jej trochę na dnie kielicha.

Gulden Draak zaskoczył mnie bardzo na plus swoim zapachem i smakiem. Zgodnie z opisami spodziewałem się mocnego palenia i aromatów kawowych (a za kawą nie przepadam). Także gdy powąchałem piwo, nie mogłem się nie uśmiechnąć. To ale pachniało słodko i owocowo. I była to słodycz pochodzącą od słodu, z odległymi nutami palenia, ale przede wszystkim właśnie od tych owoców leśnych. Zapach był mocny, bardzo przyjemny i cholernie zachęcający, także nie czekałem i wziąłem porządnego łyka. Uderzył mnie bardzo złożony i pełny smak. Piwo było pyszne, a kubki smakowe atakował spora ilość różnych bodźców. Pierwsze co poczułem to lekką kwasowość owocową. Później doszło do tego, przebijające się powoli palenie. A nad tym wszystkim unosił się wytrawny smak alkoholu, ale żeby ktoś się nie przestraszył! Jest to niesamowicie przyjemne, aksamitne wręcz wrażenie. Czuć te 10,5% w każdym łyku, ale ani przez chwile ten alkohol nie drapie czy odrzuca. Ten Złoty Smok zostawia w ustach słodki posmak, który kojarzył mi się z czekoladą z nadzieniem z owoców leśnych. Po prostu fenomenalne wrażenie. Wysycenie nie jest za mocne.Utrzymuje się na jednakowym, stonowany poziomie. Próbowałem sobie wyobrazić większą ilość gazu, ale to co jest, jest idealne.


Niesamowicie smaczny prezent gwiazdkowy. Po prostu niebo w gębie! I chociaż nie spodziewałem się tego, to Gulden Draak przebił niesamowite doznania jakie zafundował mi w listopadzie Corsendonk Pater. Już nie mogę się doczekać, kiedy zacznę kosztować piwa z innego prezentu - zestawu Chimay Trilogy. Gorąco polecam to przepyszne ale! Autentycznie, nie wyobrażam sobie, żeby komuś nie zasmakowało. Na stronie browaru napisano, że można je przechowywać przez wiele lat i oficjalnie postanawiam: jak nadejdą finansowo lepsze czasy to kupię kilka butelek i będę trzymał na specjalną okazję. ;)
Related Posts with Thumbnails